EnglishDeutsch strona główna cmentarze Ratując pamięć stan 1925 bukowiec wykaz cmentarzy bibliografia linki kontakt z autorem


Wywiad z panem Szymonem, społecznikiem z Kręgu

Społecznicy, zapaleńcy, amatorzy i zawodowcy – tak zróżnicowany jest przekrój tych, którzy pokazują w wirtualnym świecie znikające cmentarze. I mówią o tym, że trzeba je ratować. A czasami nie tylko mówią!

Panie Szymonie, prosi pan, by używać jedynie pana imienia. Pozostańmy więc przy tym. Możemy jednak powiedzieć, gdzie pan mieszka.

Sz. Miejscowość Krąg, powiat starogardzki, woj. pomorskie. Mieszkańcem Kręgu jestem od 2014 roku, przeprowadziłem się tutaj ze Starogardu Gdańskiego.

Często pytam moich rozmówców o ich zawody.

Sz. Zawód wyuczony politolog. Wykonywany: własna firma budowlana.

Ogromna różnica! Czy historia łączy się z wyuczonym lub wykonywanym zawodem? Chyba nie... Gdzie więc szukać źródeł?

Sz. Dziadek; na pewno mój dziadek, ojciec mojej matki, miał największy wpływ na to, że jestem zainteresowany historią i cmentarzami naszej okolicy. Jak byłem mały, zabierał mnie na rower, pokazywał różne miejsca związane z historią tego regionu. Również jego życie, historia rodziny, nie pozwalały pozostać obojętnym.

Dokąd sięga pana wiedza o rodzinie?

Sz. Dziadek urodził się w 1923 roku, w Swarożynie, wsi pod Starogardem Gdańskim. W chwili wybuchu wojny miał 15 lat. Przyszedł na świat w mieszanym małżeństwie, jakich na tym terenie było sporo. Prababcia była Niemką, pradziadek Polakiem. Z kolei babcia pracowała w fabryce obuwia już w wieku 12 lat. Pracowała przez całą wojnę, u Niemców. W tej fabryce pracowała dalej w PRL, aż do emerytury. Jej rodzina poniosła straty wojenne: jej brat, wcielony przymusowo do Wehrmachtu, zginął na Krymie. Był na łodzi podwodnej, nigdy nie odnaleziono jego ciała.

Co się działo z pradziadkami po zakończeniu II wojny światowej?

Sz. Prababcia żyła do 1982 roku. Została po wojnie w Starogardzie. Z pewnością miała obywatelstwo niemieckie, ale może dzięki mężowi Polakowi dali jej spokój? Miała polskie nazwisko. Pradziadek pracował na poczcie, zmarł w 1986 roku.

Czy wie pan, jakiego wyznania byli pradziadkowie?

Sz. Dziadkowie byli katolikami, ale pradziadkowie? Nie wiem. Pradziadek był organistą w Swarożynie, ale nie wiem, czy to był kościół ewangelicki czy katolicki. Po wojnie mieszkali już w Starogardzie.

Czy zachowały się groby pradziadków?

Sz. Tak, jest grób rodzinny w Starogardzie. Pochowani tam są pradziadkowie, dziadek i babcia oraz moja mama. Zachowana jest ciągłość.

Poznaliśmy się za pośrednictwem profilu fb pod nazwą Królewskie Miasto Preussisch Stargard. Kto kryje się pod tą nazwą?

Sz. Tylko ja. Założyłem tę stronę pod wpływem wielkich emocji, w roku 2013. W Starogardzie Gdańskim był potężny młyn, zbudowany przez Niemca. W maju 2013 roku wybuchł w nim potężny pożar (link:starogardgdanski.naszemiasto.pl). Tam było 7 kondygnacji, wszystko z drewna. W budynku obok pracowała moja mama. Ona i całe miasto bardzo to przeżyliśmy. Moja babcia opowiadała, że ten Niemiec, który to wybudował, nie był złym człowiekiem. Po tym, jak ten budynek spłonął, zrobił się straszny hałas w mieście. Władza sprzedała to jakiejś prywatnej firmie, która rozkradła, co się dało. Wtedy założyłem tę stronę. Nie przebierałem w słowach. Im więcej dostawałem komentarzy, które zarzucały mi, że jestem jakąś opcją niemiecką, tym bardziej pokazywałem historię mojego miasta. Mówiłem głośno, że mieszkamy i pracujemy w niemieckich i żydowskich budynkach.

Sądzi pan, że nadal są osoby, które temu zaprzeczają?

Sz. Miałem bardzo dobrych nauczycieli historii. Nasi nauczyciele mówili prosto z mostu, jak to wyglądało. Ja wiem, że Niemcy nie byli super, ale Polacy nie znają prawdziwej historii. Trzeba wciąż jeszcze ją odkłamywać.

Zastanawia mnie, że w pewnym sensie ukrył się pan za nazwą profilu, mówi pan, że nie chce podawać nazwiska, bo obawia się odbioru wśród lokalnej społeczności. Jednocześnie głośno wyraża pan swój pogląd na temat historii i na dodatek zaczął pan porządkowanie cmentarza ewangelickiego.

Sz. Tylko moi znajomi wiedzą, że to ja. Nie chwalę się. Ukrywam się? No nie wiem... Mieszkam w małej społeczności, znam tu wszystkich moich sąsiadów. Niech będzie Szymon - jak skojarzą, to skojarzą.

Ten cmentarz, to cmentarz ewangelicki w Kręgu.

Sz. Dokładnie. Pracuję tu dopiero od miesiąca, odwiedziłem go kilka razy. Za każdym razem, jak przychodzę, to czyszczę jeden grób.

Jak pan tam trafił?

Sz. Nie było trudno, jest w centrum wsi. Krąg to typowa ulicówka, budynki wzdłuż drogi. Są dwa cmentarze naprzeciw siebie: katolicki, czynny i ten, nieczynny. Jest dobrze zachowany, zapewne lepiej niż niektóre tego typu. Część grobów leży na pagórku i te są lepiej widoczne. Kiedyś postanowiłem przyjrzeć się bliżej. Wszedłem, zobaczyłem, jak tam wygląda i zabrałem się do roboty. Nie oglądałem się za siebie. Pierwszym, który uporządkowałem, był grób dziecka. Leżał na nim aniołek, połamany... Postaram się go naprawić i przykleić na swoje miejsce. Ten nagrobek mnie tak poruszył, że postanowiłem zająć się tym miejscem. Skupiłem się na grobach leżących niżej, bo one są bardziej zarośnięte.

Cmentarz wygląda na zadbany. Mur, ogrodzenie, tablica informacyjna. To są działania wcześniejsze.

Sz. Nie wiem, kiedy to było, prawdopodobnie mieli jakąś akcję i mieszkańcy posprzątali, naprawili ogrodzenie (wcześniejsze się przewróciło). Na cmentarzu też było coś robione. Wiem, że dwa-trzy razy w roku ktoś wchodzi i kosi. Widziałem też naprawione ze dwie, czy trzy tablice. No ale przyroda nie lubi próżni, wchodzi jak po swoje. Stare znicze leżą, trawa rośnie, na co dzień nikt nie zagląda. O wcześniejszych zabiegach z pewnością powie coś pani sołtys, Sylwia Wiśniewska.

W takim razie uzupełnię informacje w rozmowie z panią sołtys, a teraz proszę mi powiedzieć, czy cmentarz jest chroniony prawem?

Sz. Należy do Skarbu Państwa, jest oznakowany jako zabytek (znajduje się w gminnej ewidencji zabytków).

Interesował się pan historią cmentarza?

Sz. Prawdę mówiąc jeszcze nie. Nawet na samym cmentarzu nie szukałem, nie zrobiłem rozeznania w zachowanych nagrobkach, nie skupiłem się na datach. Jedyna, która jest mi znana, to 1911-12 z nagrobka tego dziecka. Ja porządkuję te najbardziej zaniedbane; takie, które nie mają tablic, są całkowicie przykryte trawą, liśćmi.

Widziałam, że pana postami o cmentarzu interesuje się nie tylko pani sołtys, ale także pan Marcin Hinca, radny.

Sz. Pan Hinca jest mieszkańcem Kręgu. Ma dużo spraw, ale przypomnę mu obietnicę, że zainteresuje się tym tematem.

Możecie stworzyć koalicje na rzecz tego cmentarza. Lokalna władza to świetni sojusznicy. A posiada pan jeszcze innych?

Sz. Jestem członkiem założycielem stowarzyszenia Starogard 2030 (link do profilu fb). Stowarzyszenie działa formalnie od 2015 roku, choć jego początków można upatrywać od momentu, jak spłonął młyn. Powstało na fali społecznego oburzenia. Chcieliśmy uratować młyn. No ale to było zbyt dużo dla nas, jak się okazało. Jest nowy właściciel, ma być wszystko odbudowane, naprawione - zobaczymy, jak będzie. Z tego pożaru urodziło się nasze stowarzyszenie. Teraz bierzemy udział w rewitalizacji podwórek. Wcześniej sprzątaliśmy cmentarz ewangelicki w Starogardzie, cmentarz w Kocborowie. Jest też cmentarz żydowski, który chcieliśmy uporządkować, ale gmina żydowska nie odpowiedziała na nasze zapytanie o zgodę. Na tym cmentarzu jest pochowany wybitny mieszkaniec Starogardu, Arie Goldfarb (link fb)

Jesteście nadal zainteresowani?

Sz. Ta idea chyba umarła śmiercią naturalną. Gmina żydowska w Gdańsku jest właścicielem terenu, a nie dostaliśmy żadnej odpowiedzi. Bez zgody nie możemy tam wejść.

O cmentarzu w Kocborowie chyba coś słyszałam. To dość nietypowa historia.

Sz. Jest tam szpital dla psychicznie chorych. Kompleks budynków, perła architektury pruskiej. Przy nim wielki cmentarz. Spoczęli tam zabici przez Niemców pacjenci tego szpitala. Nasze stowarzyszenie wraz ze stowarzyszeniem Kocborowo z dawnych lat (link do profilu fb) zrobiło dwie akcje porządkowania tego cmentarza. Tam są chyba setki grobów i wszystko jest bardzo zarośnięte. Ale chciałbym wrócić do porządkowania cmentarza ewangelickiego w Starogardzie. Inicjatorem tamtych porządków był pan Juliusz Gaj ze stowarzyszenia Lapidaria. Zapomniane cmentarze Pomorza i Kujaw. To był pierwszy raz, gdy zetknęliśmy się z takimi działaniami ( artykuł w starogard.pl) Mieliśmy poczucie, że robimy coś ważnego dla miasta, dla historii. A po dwóch tygodniach na cmentarzu znowu pojawiły się śmieci... I takiej reakcji społeczności lokalnych się obawiam.

Pracuje pan sam, chociaż jest członkiem stowarzyszenia?

Sz. Ja lubię pracować sam, idę tam odpocząć. Pracując, czyszcząc grób, odpoczywam. Tam taka cisza i spokój. Można odetchnąć, uciec od kłopotów. Stowarzyszenie pewnie by mi pomogło, tylko, że nie proszę.

Jest pan „napływowym” mieszkańcem Kręgu. Może jednak wie pan, czy w tej wsi pozostał ktoś z dawnych mieszkańców? A może ktoś przyjeżdża na groby?

Sz. Tego nie wiem. Z pewnością takie informacje ma pani sołtys.

Dziękuję więc za rozmowę i pozwolę sobie uzupełnić ją o wypowiedź pani Sylwii Wiśniewskiej, sołtyski Kręgu.


Pani sołtys, kiedy i kto rozpoczął rewitalizację cmentarza w Kręgu?

S.W.Takie miejsc jak cmentarz ewangelicki w centrum wsi, to nie jest miejsce, którym można zainteresować się raz na jakiś czas. Od wielu lat mieszkańcy mają swój wkład w jego obecny, zadbany wygląd. Ja, jako sołtys, też się w to oczywiście angażuję. Pierwsze takie istotne działania miały miejsce jakieś 20 lat temu, przy okazji programu "Odnowa wsi". Staraliśmy się ten program wykorzystać na uporządkowanie tego miejsca. Potem mieszkańcy zaczęli decydować o przeznaczeniu środków na inne cele i dlatego, na przykład, mur nie został ukończony. Nie mniej od lat systematycznie utrzymujemy tam porządek: kosimy, wywozimy gałęzie.
Pierwsze porządki to była duża, społeczna akcja. To była inicjatywa nieformalnej grupy Odnowy Wsi. Nie byliśmy stowarzyszeniem, raczej grupą nieformalną. Działało w niej sporo osób. Niestety od przyszłego roku gmina nie będzie kontynuować tego program, więc i nasza grupa straci możliwość działania. Następnie, jako sołtys, miałam do dyspozycji pracownika interwencyjnego. I wówczas znowu pociągnęliśmy kawałek muru. Później nie było kim i nie było za co tej pracy dokończyć.

Czy wie pani coś o byłych mieszkańcach, lub ich potomkach?

S.W. Nie, nigdy nie słyszałam. Mieszkańcy naszej wsi zapalają tam znicze w okolicach dnia Wszystkich Świętych. Nastąpiła chyba całkowita wymiana ludności, ale pewności nie mamy. Nasz lokalny historyk, pan Kowalkowski zasugerował też, że cmentarz mógł powstać podczas jakiejś epidemii. Mamy tu identyczne groby, wykonane w bardzo krótkim odstępie czasu. Kto wie? Wówczas potomków zmarłych nie zostało zapewne wielu.

Jak pani ocenia akcję pana Szymona? Czy widzi pani możliwość współpracy? Żeby to był trwalsza opieka, stała. Czy widzi pani w nim swojego następcę, następcę tej grupy, która teraz nie bardzo może się tym zajmować?

S.W. Każda praca społeczna jest mile widziana, a na dodatek tutaj jest tak dużo pracy, że dla wszystkich jej wystarczy. Jeśli będę mogła pomóc, to wesprę Szymona w tym działaniu.

Pan Szymon nie bardzo chce mówić publicznie o swojej pracy. Czy wydaje się pani konieczna taka dyskrecja? I czy to da się ukryć w małej społeczności?

S.W. Szanujemy decyzję Szymona, nie próbujemy upubliczniać tej wiedzy, czy jakoś przyspieszać wypłynięcie tej informacji. Nie da się jej ukryć, ale nie sądzę, żeby to był temat, który należy ukrywać.

Serdecznie dziękuję za poświęcony mi czas i życzę owocnej współpracy z lokalną społecznością.

Wywiad: H. Szurczak, Zdjęcia: archiwum rozmówców
Wrzesień 2020




Tomasz Szwagrzakkontakt