EnglishDeutsch strona główna cmentarze Ratując pamięć stan 1925 bukowiec wykaz cmentarzy bibliografia linki kontakt z autorem


Wywiad z Mirosławem Rzeszowskim, prezesem Szubińskiego Towarzystwa Kulturalnego

O pracach na kolejnym cmentarzu ewangelickim dowiedziałam się, jak każe tradycja, z profilu fb Stowarzyszenia Lapidaria. Zapomniane cmentarze Pomorza i Kujaw. Zajrzałam do cytowanego artykułu z www.pomorska.pl i dzięki temu trafiłam do Szubińskiego Towarzystwa Kulturalnego. Jego prezes, pan Mirosław Rzeszowski, znalazł chwilę na rozmowę. Tym razem była to rozmowa o przyczynach, nie o skutkach...

Panie Mirosławie, ze strony www.szubintowarzystwo.pl można dowiedzieć się wszystkiego o was, o waszych wielokierunkowych działaniach, o projekcie „Wspólna pamięć”. Świetnie prowadzona, aktualna i przejrzysta witryna pozbawia sensu pisanie o, jak to nazwałam, „skutkach” waszych działań w kolejnym miejscu (odsyłam zainteresowanych do źródła). Pana cenny czas chciałabym wykorzystać na rozmowę o przyczynach. Zanim jednak zadam pierwsze pytanie, chcę wspomnieć, że wasze Towarzystwo przyznaje się do ponad 50-letniej historii swojego działania.

M.Rz. Tak, Szubińskie Towarzystwo Kulturalne ma tak naprawdę 54 lata. W styczniu 1963 roku w Szubinie powstało Kujawsko - Pałuckie Towarzystwo Kulturalne. Był to oddział Kujawsko - Pomorskiego Towarzystwa Kulturalnego w Bydgoszczy. KPTK w Szubinie istniało do 2007 roku, kiedy to po niespodziewanym dla nas rozwiązaniu KPTK w Bydgoszczy, z przyczyn prawnych musiano podjąć procedurę likwidacyjną oddziałów terenowych. Jeszcze tego samego roku podjąłem z przyjaciółmi decyzję, że utworzymy nowe stowarzyszenie. Tak się stało. Zarejestrowaliśmy je w KRS. Szubińskie Towarzystwo Kulturalne jest sukcesorem KPTK. Rozszerzyliśmy znacznie profil swej działalności. SZTK skupia wielu dotychczasowych członków KPTK.

Pomysł na uporządkowanie cmentarza ewangelickiego w waszych działaniach pojawił się jednak dopiero w 2008 roku.

M.Rz. Wyjaśnienie tego jest trudne, a zarazem bardzo proste. Musiał odbyć się proces dojrzewania społecznego. To jak z ciastem drożdżowym – by wypiek się udał musi najpierw ciasto wyrosnąć. Stopniowo odzyskujemy świadomość i pamięć zbiorową tego, co działo się na ziemiach polskich w okresie międzywojennym. Obecni 40- i 50- latkowie są bardziej otwarci od swoich poprzedników. Jesteśmy bardziej skłonni pojmować historię regionu jako panoramę codziennego życia na przestrzeni bardzo wielu lat, a nie tylko korowód wielkich zwycięstw, doznanych krzywd i porażek. Obok martyrologii zaczynamy dostrzegać, że w tle toczyło się normalne życie, tyle że cofnięte w czasie. „Odkryliśmy” m.in. że wśród Polaków żyli Niemcy, którzy osiedlili się tutaj blisko 200 lat temu. Urodziło się tu kilka pokoleń. I choć przetoczyły się dwie wojny światowe i Powstanie Wielkopolskie – jedyne zwycięskie powstanie polskie, to przecież, w przypadku powstania Niemcy bili się nie tylko o państwo ale o swój Vaterland. Nie zmienia to faktu, że Pałuki i cała Wielkopolska to przecież odwiecznie polskie ziemie. Oni myśleli inaczej. Nie można z tym się zgodzić, ale dziś można to rozumieć. To nie była walka państw, to była walka narodów. Wygraliśmy, oni odeszli. Pamiętamy jednak o tym, że współżyliśmy z nimi przez dziesiątki lat pokojowo. Statystyki podają, że w przedwojennym Szubinie co 10 mieszkaniec był Niemcem. W okolicznych wsiach nawet co 5 rolnik miał pochodzenie niemieckie i taką deklarował narodowość. Dawni mieszkańcy mają swój dorobek kulturalny. Zostawili piękne zabytki: dworce, szkoły na wsi dzisiaj niestety zamknięte, poczty – budynki użyteczności publicznej, z których nadal korzystamy. W gwarze pałuckiej znajdziemy wiele słów niemieckich. Niemcy zostawili też cmentarze. I tutaj sprawa jest bardziej delikatna. Uświadomiliśmy sobie, że oburzając się, że ktoś złamał drewniany krzyż na polskim grobie na Białorusi, czy Ukrainie, nie mamy prawa ignorować faktu, że ziemia dawnego zaboru pruskiego kryje w sobie bardzo wiele cmentarzy niemieckich. Przy każdej większej miejscowości istniał cmentarz ewangelicki! Żyjąc na tych ziemiach widzimy pozostałości dawnej kultury. Cmentarz to jednak nie zwykły zabytek. To miejsce uświęcone. W pierwszym rzędzie jest to miejsce pochówku ludzi. Dopiero w drugiej kolejności możemy mówić o religii, którą wyznawali oraz na końcu – o ich narodowości.

Czas biegnie. Dojrzewamy. Dojrzewa całe społeczeństwo. Młodsze pokolenie rozumie, dzięki życiu w Unii Europejskiej, że Europa to wspólny dom wielu państw. Ten proces przyśpieszyło nasze członkostwo w Unii Europejskiej. Zmienił się nasz sposób myślenia. Razi już nas, że obok znajduje się miejsce, które dziś jest parkiem lub nieużytkiem, a było cmentarzem. Pragniemy to zmienić. Pani Elżbieta Katafiasz, sołtys Królikowa, powiedziała mi ostatnio: „Musieliśmy dojrzeć. Wiedzieliśmy od zawsze, że w naszej wsi jest cmentarz ewangelicki. Ale dopiero teraz zaczęło nam przeszkadzać, że jest zaniedbany”. To ona podjęła z sąsiadami dzieło odnowy lokalnego cmentarza. Dziękuję, że zaprosiła nas do współpracy.

Drugim ważącym szalenie na naszym rozwoju faktem była, moim zdaniem, zmiana ustroju. Kiedy poczuliśmy się wolni, najpierw pojawiło się pytanie o to, czy Rosjanie byli wyzwolicielami, czy kolejnymi okupantami... Dopiero, kiedy przestaliśmy to roztrząsać, kiedy się z tym jakoś uporaliśmy, przyszedł czas na kolejne pytania. Tym razem o nasze zobowiązania wobec Niemców, będących kiedyś współmieszkańcami tych ziem. Myślę tu właśnie o poszanowaniu miejsc spoczynku, ale też o odszukiwaniu śladów ich kultury i troski o jej ocalenie. Na to wszystko potrzebowaliśmy czasu.

Czy sądzi pan, że ma to coś wspólnego z przemianą pokoleniową w sensie odchodzenia pokolenia dotkniętego traumą wojenną?

M.Rz. Nie, zaprzeczam stanowczo. Starsze pokolenie wspierało nas w naszej działalności od początku, od pierwszych działań dotyczących cmentarzy ewangelickich. Mieliśmy wsparcie poprzedniego burmistrza, wsparcie kolegów emerytów. Powiedziałbym, że zarówno wśród starszych, jak i w najmłodszym pokoleniu zdarzają się osoby pełne ksenofobii, zarzucające nam, że czcimy Niemców w rozumieniu najeźdźców. Wszystkim tłumaczymy jednakowo: dbamy o miejsca uświęcone śmiercią człowieka. To czyni nas bardziej ludźmi. Świadczy o naszym poziomie moralnym, poziomie kultury, o naszej wrażliwości. Najpierw zadbaliśmy o miejsca związane z cierpieniem naszego narodu, teraz przyszła kolej na szersze spojrzenie. Ma to duży związek z większym otwarciem na świat, ze zrozumieniem, że żyjemy we wspólnej Europie, że jesteśmy Europejczykami. Paradoksalnie widzę tu budzenie się dumy narodowej. Kiedy czuję się pełnoprawnym Europejczykiem, nie czując się gorszym od np. Belga, Holendra czy Niemca, to równocześnie czuję większą odpowiedzialność. Czuję, że ode mnie też się więcej wymaga. Jako gospodarz tej ziemi winienem pamiętać, że jej historię tworzyły również mniejszości narodowe i powinienem zadbać o pamięć o nich. Dlatego przyznajemy bez oporu, że kiedyś żyły tutaj inne nacje i miały swój dobry wkład w kształtowanie kultury materialnej i duchowej Pałuk. Tak też jest w innych regionach kraju. Za przyznaniem tego faktu nie idzie już żaden lęk. Z tego powodu nikt nie będzie podważał naszego prawa do tej ziemi. Zawsze tak było, ale teraz widzimy to w sposób oczywisty.

Drugim tematem, który chciałabym poruszyć w naszej rozmowie, jest tworzenie klimatu sprzyjającego działaniom na rzecz ratowania pamięci o dawnych mieszkańcach regionu. Rozmawiamy w przededniu uroczystości w Królikowie, a jest to piąty cmentarz, nad którego porządkowaniem czuwało Towarzystwo.

M.Rz. Nie wiem, jak to się robi:) Jest tak, jak wszędzie: kilka, kilkanaście osób jest bardzo aktywnych społecznie, kulturalnie. Te osoby są zaczynem, który „buzując” nie pozwala spać innym. Piszemy projekty – wszystkie pięć wspomnianych inicjatyw ujętych w formę projektu otrzymało wsparcie finansowe Powiatu Mamy zawsze zrozumienie władz gminy i wsparcie organizacyjne oraz finansowe dla tych działań. To czyni nasze działania realnymi. Kilka aktywnych osób i władza patrząca przychylnym okiem sprawiają, że daje się coś zrobić. U nas jest tak, jak wszędzie. Jeżdżę trochę po kraju i widzę: 95 procent ludzi jest biernych. Dobrze, jeśli nikt nie przeszkadza. Nie mówię tego z goryczą. To normalne. Społecznik to ktoś szczególny.

Będę drążyć jednak ten temat. Jak to się dzieje, że wasze Towarzystwo potrafi zarazić swoimi pomysłami innych? Myślę tu o tych wsiach, w których nie wy występowaliście z inicjatywą, ale panie i panowie sołtysi.

M.Rz. Jak wspomniałem wcześniej wszyscy jakoś dojrzewamy. Mieszkańcy wsi nie są gorsi. Oni wiele rozumieją. Czasami nawet lepiej niż my. Trzeba czasami ich tylko ośmielić. Udaje nam się to, bo wierzymy w to, co robimy. Działa także nasz przykład. A może to fakt, że bardzo się promujemy? Wydaliśmy broszury, nakręciliśmy film, dbamy o to, by pisała o nas lokalna prasa. I to w sumie daje pewien rezonans u ludzi. Myślą – nie jesteśmy gorsi – i też działają. Spodziewam się, że po spotkaniu w Królikowie pojawi się kolejna wieś, która zechce u siebie stworzyć takie miejsce pamięci. Nie zachęcaliśmy królikowian jakoś specjalnie. Zgłosiła się do nas pani sołtys Elżbieta Katafiasz z prośbą o pomoc przy napisaniu projektu. Resztę, czyli faktyczną pracę przy porządkowaniu cmentarza, wykonała społeczność Królikowa. A trzeba podkreślić, że była to praca ogromna! Trwająca dziewięć miesięcy. Ci ludzie zaświadczyli nią, że naprawdę chcą przywrócić temu miejscu godność. W tym przypadku Towarzystwo jest jedynie coachem, patronem. Nasz wysiłek jest niczym wobec ich wysiłków. To jest właśnie tak: w ludziach musi nastąpić pewna przemiana w myśleniu.

Jest pan zatem zdania, że promowanie działań wspiera rozprzestrzenianie się idei?

M.Rz. Pisząc projekt uwzględniamy w nim, że 30 procent środków pochłonie kolokwialnie mówiąc „reklama”. Trzeba wielokrotnie i na różne sposoby pokazywać ludziom co się robi, żeby mogli to dostrzec. My informujemy przed, w trakcie i po działaniach. Nie postrzegajcie tych działań jako chwalenie się. Mamy świadomość, że należy w różnych źródłach podawać informacje, żeby dotrzeć do jak najszerszego odbiorcy. Różni ludzie korzystają z różnych mediów. Jedni pochwalą, inni zganią, ale część dostrzeże – i to jest najważniejsze. Wtedy przykład ma szansę „zarazić” następnych aktywnych. Kiedy Towarzystwo kończyło drugi z takich projektów, oddział Akcji Katolickiej sobie przypomniał, że w jakimś miejscu na granicy miasta znajdował się cmentarz choleryczny. Nie dali się nam wyprzedzić, oczyścili posesję, postawili krzyż. Śmiem twierdzić, że nasze działania były dla nich inspiracją.

W uroczystości na cmentarzu w Królikowie mają uczestniczyć goście z Niemiec. Kto to będzie?

M.Rz. Przyjedzie delegacja prywatnych osób, głównie mieszkańców miejscowości Bergen. Zamieszkali tam po wojnie Niemcy, którzy wcześniej mieszkali na terenie dawnego powiatu szubińskiego. Często gościmy ich u siebie – mniej lub bardziej oficjalnie. To takie sentymentalne podróże. Czują się u nas dobrze.

A czy wspierają opiekę nad cmentarzami?

M.Rz. Słyszałem, że w tym roku mają się dołączyć finansowo do organizacji samej uroczystości. Nie znam jednak szczegółów. Zresztą uważam, że to jest nasz moralny obowiązek.

Cieszę się, że słyszę od pana te słowa. Serdecznie dziękuję za poświęcony mi czas. I czekam na kolejnych „zarażonych”!

Wywiad przeprowadziła Hanna Szurczak, zdjęcia: z archiwum SZTK
26.07.2017

Odnowiony cmentarz ewangelicki w Królikowie
"Wspólna pamięć" - uroczyście odsłonięto pamiątkową tablicę




Tomasz Szwagrzakkontakt