EnglishDeutsch strona główna cmentarze Ratując pamięć stan 1925 bukowiec wykaz cmentarzy bibliografia linki kontakt z autorem


Wywiad z Markiem Młynarczykiem, społecznikiem z Niepoględzia

Niepoględzie to wieś kaszubska w gminie Dębnica Kaszubska, położona na północnym obrzeżu Parku Krajobrazowego Dolina Słupi nad jeziorem Konitowskim. O jej istnieniu dowiedziałam się przypadkiem, zauroczona tytułem artykułu w Kurierze Bytowskim: „Zaczęło się od zeszytu prababci Jadzi”. Wywiad Łukasza Zoltowskiego zachęcił mnie do odszukania jego rozmówcy, pana Marka Młynarczyka, i zadania mu kilku dodatkowych pytań.

Panie Marku, ponieważ nie wszyscy czytali wspomniany wywiad pozwolę sobie zacząć od przedstawienia pana.

M.M. Mam 24 lata, z zawodu jestem kucharzem, pracuję jednak jako montażysta zbiorników CNG do ram autobusowych. Urodziłem się w Niepoględziu. Mój tato pochodzi z Gałąźni Wielkiej, mama pochodzi z wioski koło Główczyc. Mój pradziadek mieszkał w Jamrzynie, a moja prababcia pochodzi z Bartoszylasu na Kaszubach.

Historia to jest w takim razie pana pasja?

M.M. Tak. Pasja, którą rozbudził pamiętnik prababci Jadzi.

Musimy i my zacząć rozmowę od tego pamiętnika.

M.M. Prababcia Jadzia, która już niestety nie żyje (zmarła w sierpniu 2019, w wieku 97 lat), opisywała swoje życie podczas wojny. Co robiła, gdzie pracowała, jak wyglądała codzienność. Pozwoliła mi kiedyś zajrzeć do tego zeszytu i wówczas zaczęła mnie ciekawić przeszłość. Zacząłem interesować się historią, bo chciałem dowiedzieć się o tym, jak nasza okolica wyglądała 100 lat temu.

Jak rozwijało się to zainteresowanie?

M.M. Na historii w pierwszej klasie szkoły zawodowej nauczycielka kazała nam zrobić prezentację, mówiącą o naszych miejscowościach. Zrobiłem taką prelekcję, za którą dostałem „szóstkę” i zaczęło mnie to napędzać. Stworzyłem stronę na Facebooku (link do fb), choć obawiałem się, że to będzie budzić niewielkie zainteresowanie. No ale z dnia na dzień temat się rozwijał. Z dnia na dzień więcej „lajków”, komentarzy. Ostatnio taki pan się odezwał, który chciałby u nas publikować zdjęcia swojej rodziny, która mieszkała 4 km od mojej miejscowości. Chciałby pokazać, jak ta miejscowość wyglądała zaraz po wojnie.

Strona dotyczy historii lokalnej?

M.M. Właściwie tak. Stare Niepoględzie i okolice – Poszukiwacze to pełna nazwa mojej strony, która stała się również nazwą grupy nieformalnej. Strona i grupa istnieją od 5 lat. W działaniach pomagał mi kuzyn, Bartek. Obecnie jego pomoc ogranicza się do wspieranie mnie radą, ale i to jest ważne. Coraz więcej osób do nas dołączało. Najpierw kolejny kuzyn, potem nasi koledzy. Dzisiaj to już 16 osób uczestniczy w naszych działaniach. To sami młodzi ludzie, od 15 do 30 lat.

Czy w Waszym gronie są osoby związane zawodowo z historią?

M.M. Nie. Mamy jednak chęć poznawania jej. Wokół są ludzie, od których się jej uczymy. Gdy założyliśmy stronę na Facebooku odezwała się do mnie nauczycielka z gimnazjum, zaczęła mi doradzać. Podsuwać tytuły książek, pomysły na ich wykorzystanie. Uczyła, że należy pamiętać o podawaniu źródła informacji. Opowiadała o zasłyszanych w okolicy legendach starszych ludzi. Sama pytała, dzwoniła. Motywowała do szukania. Chętnie to robiłem. Odwiedzałem te starsze osoby, słuchałem ich opowieści. Dużo rozmawiałem z babcią, miałem od niej sporo zdjęć. Poznałem też historię powojenną cmentarzy, niszczenie ich za czasów komuny.

Czy już wtedy zaczął rodzic się pomysł roztoczenia opieki nad cmentarzami?

M.M. Moja babcia opowiadała, jak kiedyś wyglądały te cmentarze. I kiedy porównywałem stan obecny, to pomyślałem: chcemy zrobić coś dla społeczności lokalnej? No to nie pokazujmy tylko starych zdjęć. Postawmy na tych zapomnianych cmentarzach symboliczne krzyże. Drewniane. Niech one mają ze 2 metry wysokości. Zróbmy je sami. Postawmy je przed wejściem na te cmentarze, przypomnijmy co to za miejsca.

Dostał pan poparcie swoich kolegów z grupy?

M.M. Tak. Postawiliśmy krzyże w przed nieczynnymi cmentarzami ewangelickimi w pięciu miejscowościach: Gałąźni Wielkiej i Małej, Motarzynie, Niepoględziu i Goszczynie. Ludziom to się spodobało. Że ktoś pamięta o tych ludziach, którzy byli tu wcześniej. I kiedy postawiliśmy te krzyże, to dowiedzieliśmy się, że w Krzyni pan Pytlak porządkuje cmentarz. Pomyślałem: zróbmy też coś takiego. Wtedy urodził się pomysł, żeby nie tylko krzyże, ale też porządki. Jakoś jednak schodziło, czas leciał. Na wiosnę chcemy wystąpić do gminy i nadleśnictwa z prośbą o zgodę na porządkowanie tych cmentarzy. Oczywiście z własnych pieniędzy, ale z nadzieją, że może ktoś się w to włączy.

Wiecie, jakie procedury należy przejść?

M.M. Informacji dotyczących drogi formalnej udziela nam pan Michał Pytlak. Według jego słów właścicielem cmentarzy jest Gmina Dębnica Kaszubska. Chcielibyśmy już w lutym zacząć pozyskiwanie zgód.

Nosicie się z zamiarem założenia stowarzyszenia?

M.M. Wiemy, że tak będzie nam łatwiej działać. Na koniec stycznia chcemy złożyć papiery do sądu, do Gdańska, żeby stać się stowarzyszeniem.

Czy macie osoby mogące zająć się organizacją od strony formalnej?

M.M. Jeden z członków naszej grupy deklaruje taką gotowość, by zająć się sprawami formalnymi. Tworząc statut bazowaliśmy na statucie jednego ze stowarzyszeń istniejących.

Współpracujecie z nim?

M.M. Kolega znalazł stronę w internecie. Tam znalazł statut. Potem krok po kroku i stworzyliśmy własną wersję. Zresztą pomoc przy założeniu stowarzyszenia zaoferował też pan Pytlak i jego Słupskie Stowarzyszenie Eksploracyjno-Historyczne "Gryf" (link do profilu na fb)

Czy poza postawieniem krzyży macie za sobą jakieś działania?

M.M. Odnowiliśmy symboliczny grób na żelaznym moście. Kiedyś opiekował się nim starszy pan. W 2017 roku posprzątaliśmy to miejsce, obłożyliśmy go kamieniami, zrobiliśmy krzyż, usypaliśmy kopiec. Legenda mówi, że tam kiedyś były trzy groby: Niemca i dwóch Polaków. Kolejna wersja mówiła: dwóch Rosjan i jeden Niemiec. Trzecia wersja mówi, że tam leży koń pochowany. Z tego zaś, co mówił mi mój wujek, a mieszka tutaj ponad 70 lat, z tego co on pamięta, to tam były dwa groby, niemiecki i polski. Żołnierzy ekshumowano za czasów komuny, a teraz to tylko grób symboliczny. Nie szukaliśmy w dokumentach, nie znamy stanu faktycznego. Dla nas to pewien symbol i dlatego o niego zadbaliśmy. Inna historia: w 1933 roku z wioski do wioski szedł młody leśniczy z wypłatą dla swoich drwali. Napadnięto go. W miejscu zdarzenia postawiono później obelisk. Posadziliśmy wokół krzewy jałowca i teraz fajnie to wygląda.

Na zdjęciach ilustrujących wspomniany wcześniej artykuł możemy zobaczyć krzyże żeliwne.

M.M. Tak. To nasze skarby. Na Goszczynie cmentarz jest położony nad jeziorkiem. Kolega tam kiedyś przechodził i wypatrzył krzyż. Przeszukaliśmy teren i znaleźliśmy ich tam kilka. Wtedy postanowiliśmy przeszukać wszystkie nasze cmentarze. I znaleźliśmy. Zostały kiedyś odcięte i zakopane. Dlaczego? Może ktoś chciał je ocalić? Stawiamy je tam, gdzie znaleźliśmy. Czasami potrafimy je dopasować do podstaw i wtedy jesteśmy pewni, że właściwa osoba odzyskała swój krzyż. Wujek jakieś dwa – trzy lata temu odnalazł sześć takich krzyży. To było na leśnym cmentarzu, którego nie ma na mapach. Tam była niedaleko wycinka. Niestety firma leśna musiała je zabrać, bo on tydzień później szedł na grzyby i już tego nie było.

Znacie ten cmentarz? Będziecie go również porządkować?

M.M. Znamy, już znamy... Wujek mi go wskazał. Ale porządkować? Nie, chyba nie. Wszystkie nagrobki są wrzucone do takiego jednego wąwozu. Widać nagrobki z napisami. Kiedy to zobaczyłem, nie mogłem się pogodzić z takim traktowaniem tych kamieni. Powiedziałem kuzynowi: wiesz co Wiktor, kuzynie, mam takie miejsce, w którym musimy postawić krzyż. Przyjechał, poszliśmy tam i on też czuł się wstrząśnięty. Postanowiliśmy zrobić krzyż dębowy. Miałem dębowe drewno. Nieśliśmy ten krzyż we dwóch, na ramionach, 1,5 km, przez las. Ważył około 60 kg. Mamy za sobą taką swoją drogę krzyżową... Jak doszliśmy na to miejsce, to jakoś inaczej zrobiło się na tym zapomnianym cmentarzu. Chcemy zrobić taką akcję, żeby teren wyznaczyć, wyciąć niepotrzebne drzewa, utworzyć lapidarium.

Co robicie z tymi krzyżami żeliwnymi?

M.M. Chciałbym, żeby te krzyże pozostały takie, jakie są obecnie. Są piękne, takie stare. A co robimy? Zostawiamy je na powierzchni. Wydaje mi się, że odkąd są krzyże drewniane, nikt nie rusza tych żeliwnych. Przedtem zdarzało się, że gdzieś były przewalone, odrzucone na bok. Staramy się pilnować, chodzimy co tydzień na te cmentarze, zapalamy znicze. Wydaje mi się, że ludzie jakoś tak inaczej na to patrzą. Opamiętali się. Na koniec jednak nasze krzyże żeliwne zostaną osadzone w betonie, kiedy już zakończymy porządkowanie cmentarzy.

Zakończmy naszą rozmową pamiętnikiem prababci. Jest w pana rękach?

M.M. Jeszcze nie. Otrzymam go dopiero w sierpniu. Razem z kuzynami chcielibyśmy wydrukować pamiętnik babci dla każdego z rodziny. Uważamy, że pamięć po niej powinna w rodzinie zostać, a nasze dzieci powinny też ją poznać. Pamięć musi przetrwać.

Piękne słowa. Dziękuję panu za nie w imieniu tych, którzy o ratowanie pamięci w całej Polsce zabiegają.

Wywiad przeprowadziła Hanna Szurczak, zdjęcia z archiwum M. Młynarczyka
28 stycznia 2020




Tomasz Szwagrzakkontakt