EnglishDeutsch strona głównacmentarzeRatując pamięćstan 1925bukowiecwykaz cmentarzybibliografialinkikontakt z autorem

Rozmowa z p. Konradem Maciejaszekiem, dyrektorem Zakładu Poprawczego w Grodzisku Wielkopolskim

Witam Pana. Podczas swoich poszukiwań w obrębie tematu „Ratując pamięć”, dotyczącego opieki nad cmentarzami ewangelickimi, trafiłam na stronę internetową Zakładu Poprawczego w Grodzisku Wielkopolskim. Przeczytałam, że objęliście Państwo patronatem nieczynne cmentarze ewangelickie w Waszej okolicy. Skąd wziął się taki pomysł?

Pomysł objęcia opieką starych cmentarzy ewangelickich, znajdujących się w gminie Grodzisk Wielkopolski, narodził się w 2014r. Skąd się wziął? W połowie roku 2014 przez przypadek natrafiłem na stronę Olędry Nowotomyskie i tam przeczytałem artykuł pani Gudrun Tabbert „Na ścieżkach mojego dzieciństwa”. Pani Gudrun opisała swoją sentymentalną podróż do Polski, którą odbyła w 2011r. Odwiedziła wówczas miejsca, które pamiętała z dzieciństwa, w tym również niektóre cmentarze, a raczej to, co z nich pozostało. Dzieciństwo nie wróci i z tym dorośli ludzie muszą się pogodzić. W przypadku pokolenia naszych rodziców okres ten przypadł na czas II wojny światowej. Wojna zmieniła wszystko i w Polsce, i w wielu innych krajach. Jak zwykle najbardziej ucierpieli zwykli ludzie, którzy utracili wielu bliskich, swoje domy, swoje strony ojczyste. Los wypędzonych stał się udziałem milionów Polaków, Niemców, ludzi innych narodowości. Na opuszczonych terenach pozostały cmentarze. Wie Pani - nigdy wcześniej nie uważałem, że cmentarze są niemym świadkiem historii. Ludzie, którzy przybyli, odziedziczyli nie tylko domy i pola, odziedziczyli również cmentarze. Nie musieli niszczyć, wystarczy żeby zostawili je w świętym spokoju. Uważam, że to Polacy (zapewne nieliczni) uczestniczyli w profanowaniu poniemieckich cmentarzy, co działo się przy aprobacie władz i braku reakcji Kościoła. Te obrzydliwe czyny nie powinny świadczyć o nas wszystkich, bo generalizowanie w żadnej mierze nie byłoby tutaj prawdziwe i byłoby nawet niesprawiedliwe. Faktem jest, że osoby, które potępiały takie zachowania, nie mogły lub nie umiały się temu przeciwstawić. Na pewno w latach powojennych narażenie się na podejrzenie o sympatyzowanie z Niemcami było bardzo niebezpieczne - nawet jeśli to nie miało wiele wspólnego z sympatią, ale tak jak w przypadku cmentarzy niemieckich - zwykłą przyzwoitością. Po lekturze wspomnianego artykułu postanowiłem sprawdzić w jakim stanie są cmentarze leżące nieopodal Grodziska. Skontaktowałem się z panem Przemkiem Mierzejewskim - administratorem strony „Olędry Nowotomyskie”. Od pana Mierzejewskiego otrzymałem listę cmentarzy znajdujących się w gminie Grodzisk Wielkopolski.

Pana pierwsze kroki?

Pierwszym cmentarzem, na który dotarłem, był cmentarz w Albertowsku - Juliance. Użyję sformułowania dość ogólnego, które obrazował jego wygląd: na całym terenie odnalazłem tylko jeden stojący nagrobek, Liczne groby były niestety rozkopane przez ludzi lub zwierzęta. Cały teren był plątaniną powalonych drzew, konarów, krzaków. Nie zachował się żaden element ogrodzenia, natomiast pozostawione butelki świadczyły o odbywających się tam libacjach. W ziemi tkwił otwór niczym nie zabezpieczonej studni itp. Podobnie wyglądały pozostałe cmentarze. Nie mogłem przejść obojętnie wobec tego, co zobaczyłem, choćby z tego powodu, że kilkanaście lat temu nieznany sprawca rozbił w drobny mak grób mojego ojca. Wiem, co się w takiej sytuacji odczuwa.

Jak wyglądała droga do objęcia cmentarzy patronatem?

Nie wiem czy jestem człowiekiem, który stoi na ziemi „obunożnie” (tysiące ludzi stojących „obunożnie” omija trudne tematy z daleka, może żeby nie narobić sobie kłopotów?), ale w tej sprawie dopełniłem wszystkich formalności - udałem się do burmistrza Grodziska Wielkopolskiego, rozmawiałem ze starostą, nadleśniczym, urzędem konserwatora zabytków w Poznaniu. Wymieniłem stosowną korespondencję również z proboszczem Parafii Ewangelicko - Augsburskiej w Poznaniu. Okazało się, że władze miasta nie miały wiedzy na temat stanu, w jakim znajdują się odnalezione przeze mnie cmentarze. Muszę tutaj dodać, że po niektórych spośród nich nie pozostało nic oprócz charakterystycznej roślinności. Ze strony wszystkich instytucji spotkałem się z dobrą wolą, co stwierdzam z wdzięcznością. W przypadku burmistrza Szymańskiego (chyba jako pierwszy zwróciłem mu uwagę na problem - co zresztą później zaowocowało podjęciem przez niego decyzji o potrzebie uporządkowania nieczynnego XIX - wiecznego cmentarza katolickiego w Grodzisku - Św. Ducha. Stan tego cmentarza był równie okropny - też się nim zajmujemy), spotkałem się nawet z bardzo dobrym odbiorem tej inicjatywy. Myślę, że jestem pierwszą osobą, która zajęła się tutejszymi cmentarzami ewangelickimi - nie chcę nikogo urazić, ale chyba jeszcze dużo musi upłynąć wody w Odrze i Nysie, żeby Polacy podchodzili do tego tematu podobnie jak ja czy Pani. Jest natomiast i wola, i dobre chęci.

Jak na propozycję zareagowali wychowankowie?

Wychowankowie zakładu poprawczego w Grodzisku Wielkopolskim to bardzo trudna młodzież. Wszyscy zostali do nas przeniesieni karnie z innych zakładów poprawczych. Gdy trafiają do nas, są już moimi dzieciakami i, co zawsze podkreślam przy ich przyjęciu, proszę żeby zostawili przeszłość za sobą. Nie wszyscy moi koledzy dyrektorzy zgadzają się z takim  stanowiskiem - uważają zapewne, że powinni oni u nas ponieść surowe konsekwencje za to, co nawywijali w poprzednich zakładach. Ja natomiast uważam, że kadra tamtych placówek rzeczywiście nie poradziła sobie z nimi, ale przecież i chłopcy również nie poradzili sobie w poprzednich realiach. Oni bardzo często nie mają rodzin, oparcia, to jest u nas standard. Ja też miałem skomplikowane dzieciństwo, więc może jest mi łatwiej ich zrozumieć. Wychowankowie zareagowali na propozycję pracy na tych cmentarzach bardzo pozytywnie. Nigdy nie usłyszałem od nich żadnych inwektyw, nieszczęśliwych skojarzeń, wręcz dopytują kiedy znowu pojedziemy, na miejscu bardzo ciężko pracują. Nie są to jednym słowem wypady do lasu połączone z leniuchowaniem, ale naprawdę ciężka praca.

Czy w pracach biorą udział ochotnicy? Czy jest to stała grupa, czy za każdym razem ktoś inny?

W pracach na cmentarzach bierze udział wielu wychowanków, ale nie wszyscy. Ogólnie rzecz biorąc nie jest to stała grupa. Warunkiem jest oczywiście niewielkie prawdopodobieństwo podjęcia próby ucieczki, co muszę brać pod uwagę. Dlatego chłopcy, którzy pracują na cmentarzach, to mniej więcej ta sama grupa (około 10 osób), która korzysta z innych zewnętrznych form zajęć. Nagrodą za prace na cmentarzach są wycieczki. Muszę się pochwalić - chyba uda mi się zorganizować dla kilku z nich w tym roku wycieczkę pod Monte Cassino!

Czy porządkowanie cmentarzy łączy się z poznawaniem historii regionu?

Podczas pracy chłopcy poznają historię - nie tylko osadnictwa olęderskiego, ale szerzej- złożoną historię Polski i ludzi, którzy kiedyś tutaj mieszkali, żyli, rodzili się, pracowali, umierali i tutaj pozostali na zawsze. Osadnicy olęderscy, sprowadzeni na te tereny przez ród Opalińskich stworzyli tutejszy charakterystyczny krajobraz, osuszyli bagna, wykarczowali lasy, zmeliorowali pola. O tym rozmawiam z chłopakami, że tak powiem w przerwie na papierosa. Niestety nie poznamy opowieści o tych konkretnych osobach; nie dowiemy się jacy byli, jakie mieli losy, czy byli dobrymi czy złymi ludźmi? Wiemy tylko czym się zajmowali i jakie konsekwencje ponieśli po okropnej, bezsensownej wojnie. Niszczenie cmentarzy to zbrodnia przeciwko kulturze żyjących. 

Czy porządkowanie cmentarzy łączy się z uczeniem szacunku do innych ludzi, kultur, religii?

Wielkopolska to kolebka państwa polskiego. Początki państwowości giną w pomroce dziejów. Wiemy wszyscy o tym, że Polska była krajem wielokulturowym, wieloetnicznym. Poszczególne żywioły ścierały się ze sobą zarówno na polach bitew jak i w alkowie. Wiedza ta nie jest wiedzą ekskluzywną, jest łatwo przyswajalna, bo wszyscy, również moi wychowankowie, poruszamy się wśród zróżnicowanej architektury,  używamy zapożyczeń językowych, rozmawiamy o Chopinie, Koperniku, Wicie Stwoszu, Janie Matejce. W kontekście pogranicza polsko - niemieckiego, mamy nasz dziwaczny Śląsk, Wildnis - na Warmii i Mazurach, całą kulturową spuściznę państwa krzyżackiego, Kaszuby z Gunterem Grassem, a na dodatek niedawno odkrytą ponownie Annę German. Na ten temat można zorganizować dużo różnych pogadanek i to robimy. Ale dotykanie żywej historii, czym jest opieka nad cmentarzami, przemawia dobitniej. Chcemy, by nasza praca w tych miejscach jakimi są zapomniane, sprofanowane cmentarze, służyła budowaniu, naprawie, porozumieniu. Mam taką potrzebę, by uwrażliwiać naszych wychowanków, uczyć szacunku dla innych narodów i kultur. Mam nadzieję, że w ich pamięci zachowają się te momenty, gdy dzięki sporemu wysiłkowi, z leśnego gąszczu wyłania się przestrzeń uprzątniętego cmentarzyka. Mam nadzieję, że obce im wobec tego będą zastrzeżenia, do tego, co tylko pozornie jest obce, dla poszczególnych ludzi na świecie (mowa, narodowość, religia), że zrozumieją fakt istnienia ogólnoludzkiej kultury, wspólnej dla wszystkich zmarłych i żyjących, znaczenia tolerancji, że zawsze oceniać będą celnie, ten rodzaj destrukcji i chamstwa, którego nie powinien wyznawać człowiek myślący, a który wiąże się z takim, a nie innym traktowaniem zmarłych innej wiary i mowy. Jeśli my nie będziemy okazywali szacunku, nas też nie będzie łatwo szanować. Pamiętam, jak w pod koniec sierpnia 1980 roku, jako harcerz maszerowałem ulicą Wyszechradu, a Węgrzy rzucali nam pod nogi kwiaty w podziękowaniu za Solidarność. Jest nas za co kochać, ale jeśli chodzi o cmentarze poniemieckie, to wrzuciliśmy nasz kamyk do studni nienawiści, ale wyłowić go teraz ciężko. 

Jak Wasza inicjatywa postrzegana jest przez środowisko lokalne? Czy taka postawa wychowanków zmieniła coś w stosunku mieszkańców Grodziska do Waszego zakładu?

Stosunek mieszkańców Grodziska Wielkopolskiego do nas ulega stopniowej poprawie. Jesteśmy już widoczni w tym pozytywnym tego słowa znaczeniu, można nas nawet polubić na Facebooku. Jestem dziewiąty rok dyrektorem i trochę w tej sprawie uczyniłem. Są natomiast niestety i tacy, którzy uważają, że bandytów nie należy nigdzie wypuszczać, ale to są niesprawiedliwe oceny. Dzieci z „poprawczaków” to dzieci tego społeczeństwa, które nic nie zrobiło dla ich matek i rodzin. Zaobserwowałem przez ostatnie dziesięciolecia narastające zubożenie kulturowe, czego świadectwem jest m.in. los nieczynnych cmentarzy poewangelickich.

Czy Pan, jako inicjator akcji, zmienił swoje nastawienie do tematu w trakcie tych wszystkich działań?

Rzeczywiście jestem inicjatorem porządkowania cmentarzy ewangelickich na terenie gminy Grodzisk Wielkopolski. Dodam, że nie jestem mieszkańcem tego miasta - codziennie dojeżdżam do pracy ponad 50 kilometrów. Myślę, że podjęte w tej sprawie działania przede wszystkim uświadomiły szefom kilku instytucji w tym mieście fakt istnienia tychże nekropolii. Być może również wstydliwy fakt dopuszczenia przez (zapewne PRL-owskie) władze do ich dewastacji. Muszę tutaj dodać, że protestowałem również przeciwko organizowaniu biegów przełajowych przez teren cmentarza w Juliance. Zupełnie nie mogę pojąć idei wyznaczania punktów kontrolnych biegu na orientację na starych grobach. Bezmyślność osób, które wyraziły zgodę na taki przebieg trasy biegu przełajowego powinna zostać publicznie napiętnowana. To jest profanacja olęderskich grobów! Co myślą rodzice dzieci, które nieświadome biegną przez stary cmentarz w ramach zorganizowanej formy atrakcyjnego spędzania czasu? Brak szacunku dla tych miejsc jest dla mnie niezrozumiały. Niezrozumiałe jest dla mnie również to, że cmentarze te znajdują się w gruncie rzeczy w odległości kilku kilometrów od szkół, w których ktoś uczy etyki, religii, historii... Czuję się fatalnie obserwując zniszczony cmentarz. A teraz, po kilku latach prowadzenia prac na ich rzecz uważam, że sam nie jestem w stanie diametralnie zmienić tej przykrej rzeczywistości.

Czego potrzebowałby Pan, by nadal działać?

Mój osobisty wkład, z różnych względów, może się wkrótce zakończyć. Uważam, że muszę dążyć do zbudowania czegoś w rodzaju koalicji ludzi dobrej woli, składającej się np. z nauczycieli, którzy przyłączą się do tej akcji i będą ją kontynuować ze swoimi uczniami, gdy ja już do Grodziska nie będę przyjeżdżał. Bardzo mi na tym zależy. Mam nadzieję, że to się uda i jest to dla mnie istotny cel, do którego będę dążył w tym roku.

Z jakimi problemami styka się Pan, realizując swoje zamierzenia?

Właściwie nie napotykam na problemy, które mogłyby uniemożliwić mi działanie. Być może jestem jednym z nielicznych, którzy naprawianie nieobecnego świata wykorzystują w procesie resocjalizacji, myślę natomiast, że jest to przez moich przełożonych postrzegane pozytywnie. Resocjalizacja to także odbudowywanie człowieczeństwa i chyba to, co robimy, z człowieczeństwem ma dużo wspólnego. Myślę, że nasze działania są postrzegane jako społecznie użyteczne, mam poczucie, że czynimy coś dobrego. Nie robimy tego w świetle jupiterów, nie dla rozgłosu, trudno jednak naszą pracę ukrywać i nie mam takiego zamiaru. Czasem spacerujący po lesie ludzie podchodzą zaciekawieni, pozytywnie zaskoczeni i wyrażają sympatię. Wyrażają bardzo pozytywne opinie na temat celowości takiej pracy, wykonywanej przez naszych wychowanków.

Serdecznie dziękuję za rozmowę, którą udało się przeprowadzić pomimo dzielących nas setek kilometrów. Mam nadzieję, że „Ratując pamięć” pomoże propagować Pana idee i wesprze tworzenie koalicji, o której Pan wspomniał. Mam również nadzieję, że znajdzie Pan naśladowców także na ziemi łódzkiej.

Tekst: Hanna Szurczak






Tomasz Szwagrzakkontakt