EnglishDeutsch strona główna cmentarze Ratując pamięć stan 1925 bukowiec wykaz cmentarzy bibliografia linki kontakt z autorem


Wywiad z Grzegorzem Grupińskim, mieszkańcem Golęczewa

Ratowanie pamięci, jak wiadomo, niejedno ma imię. Dzisiaj zapraszam na spotkanie z człowiekiem, który odkrywa dla siebie i dla innych Golęczewo/ Golenhofen, wieś w gminie Suchy Las, powiat poznański. Jest nim Grzegorz Grupiński.

Panie Grzegorzu, tradycyjnie – dla siebie i czytelników – poproszę o kilka słów o panu.

Grzegorz Grupiński Może zacznę od tego, że Golęczewo jest moim miejscem z wyboru. Trafiliśmy tu kiedyś z żoną i wieś bardzo się nam spodobała. Naszą uwagę zwróciły piękne stare domy, kojarzące się z Sołaczem – willową dzielnicą Poznania, zbudowaną na początku XX wieku. Jesteśmy „uciekinierami” z Poznania i mieszkamy tutaj od 2008 roku. Dzisiaj z Golęczewem – zwykłą wsią o niezwykłej historii - wiąże mnie nie tylko miejsce zamieszkania, ale i pasja historyczna. Prowadzę stronę goleczewo.com, powiązany z nią profil na Facebooku, a od niedawna także – konto na Instagramie.

Skąd zainteresowanie historią?

G.G. Właściwie od dziecka nią nasiąkałem. Także tą naszą, wielkopolską, regionalną. Rodzina matki pochodzi ze wschodniej Wielkopolski, z traktowanej w Poznaniu z wyższością „Kongresówki”. Z kolei rodzina ojca przynajmniej od XVII wieku jest osadzona na północy regionu – wokół Wronek, Czarnkowa. Ten mikroświat pomiędzy Wartą i Notecią od wieków mówił na równi po polsku i po niemiecku. To jest, jak by to powiedzieli Niemcy, mój „Heimat”.
„Wschodnia” matczyna i „pruska” ojcowska tradycja spotkały się w Poznaniu, w którym się urodziłem, i który oboje rodziców uznali za swój, zaszczepiając mi zainteresowanie jego zabytkami. Jakby tego było mało – dziadek ze strony mamy, oraz babcia ze strony taty spisali bardzo ciekawe wspomnienia, w których zwykłe sprawy rodzinne przeplatają się z wielką historią.

Jak widzę nie miał pan wyboru, musiał rozwijać historyczne zainteresowania. Od czego się zaczęło?

G.G. Najpierw były spacery z rodzicami po starym Poznaniu. Potem poznawanie genealogii własnej rodziny. Następnie – ta wielka historia. Jako młodzian pochłaniałem ogromne ilości książek. Moim konikiem było średniowiecze, któregoś roku na olimpiadzie historycznej dotarłem nawet do finału krajowego. Pamiętam, byłem wówczas dumny że moje wypociny o Polsce XIII wieku oceniała prawdziwa księżna – pani minister Anna Radziwiłł. Przez lata żyłem w przekonaniu że będę zawodowym historykiem. Życie potoczyło się jednak inaczej, ścieżki kariery zaprowadziły mnie w zupełnie inne miejsce. Ale zainteresowanie historią pozostało.
Kiedy więc trafiliśmy do Golęczewa i postanowiliśmy się w nim osiedlić, musiałem poznać historię mojej nowej małej ojczyzny. Nie bez znaczenia był w tym wątek styku polskiej i niemieckiej kultury, który brzmiał znajomo dzięki opowieściom rodzinnym z rodziny ojca.
Najpierw więc zbierałem stare pocztówki, skupując je na internetowych aukcjach. Zebrałem ich sporo. Wieś przed I wojną światową była sławna w całych Niemczech jako „Deutsche Musterdorf Golenhofen”, czyli niemiecka wieś wzorcowa Golenhofen. Stworzona przez pruską Komisję Kolonizacyjną, była przedsięwzięciem jednocześnie osadniczym, jak i propagandowym. Oglądać schludne domostwa niemieckich kolonistów przyjeżdzali dziennikarze, koronowane głowy, oficjalne delegacje, a także – zwykli turyści. I… wysyłali pocztówki w świat.
Potem założyłem profil na Facebooku o historii wsi, zacząłem grzebać w internecie, zbierać materiały… Zorientowałem się, że mieszkam w miejscu, które ma niezwykłą, ale jednocześnie słabo znaną historię. Miejscu, które czeka na opowiedzenie tej historii.

Czy wcześniej ktoś zajmował się podobnymi sprawami w tej miejscowości?

G.G. Tak. Dwoje nauczycieli miejscowej szkoły, państwo Maria i Marian Bajer. Wydali nawet kilka publikacji dotyczących historii Golęczewa. Wykonali wspaniałą robotę – wydobyli temat „niemieckiej wsi wzorcowej” niemalże z niebytu, zaangażowali mieszkańców wsi w spotkania tematyczne, w szkolne wystawy. Po kilkudziesięciu latach komuny, programowo zapominającej o dwujęzyczności regionu, odczarowali temat. Ukoronowaniem ich działań były konferencje podczas obchodów 100-lecia wzorcowej wsi niemieckiej w 2005 roku, oraz 700-lecia wsi w 2013 roku. Z wykładami o historii Golęczewa wystąpili wówczas znani historycy, m.in. prof. Izabela Skierska i prof. Przemysław Matusik.
Wspomniane publikacje jednak w znikomym stopniu korzystały z materiałów niemieckich, które w ostatnich latach stały się dużo bardziej dostępne, dzięki Internetowi i postępującej digitalizacji zasobów bibliotek na całym świecie. To, co w latach 90-tych można było przeczytać w jednej czytelni gdzieś o setki albo tysiące kilometrów stąd, dzisiaj bywa dostępne na parę klików.

Czy strona na Facebooku zaspokoiła pana apetyt?

G.G. Oczywiście że nie, Facebook to medium ulotne, i rzecz jasna nietrafiające do wszystkich. Zasięgi, lajki i komentarze to za mało. Zacząłem myśleć o czymś bardziej trwałym i dużo ambitniejszym – o książce. Inspiracją dla mnie była wydana przez kolegę, również historyka-amatora, publikacja o dziejach niedalekiego Mrowina. Trzymając w ręku książkę Macieja Szewczyka pomyślałem, że historia wzorcowej niemieckiej wsi w Golęczewie to co najmniej równie ciekawy temat, a może nawet dużo bardziej spektakularny.
Zaczęła się pandemia, zorientowałem się, że dzieci mi wyrosły, pojawiło się trochę więcej czasu… I postanowiłem zająć się poważniej Golęczewem. Książka to cel odległy, jest jak długodystansowy bieg, wymagający konsekwencji i wielu starań. Nie wystarczy zebrać materiały, których jest mnóstwo w internetowych archiwach, głównie po niemiecku. Trzeba dotrzeć do ludzi – do tych zza płotu, z ich wspomnieniami, i do potomków niemieckich kolonistów, którzy Golęczewo opuścili w dwóch falach – w latach 20-tych, i w 1945 roku. To jest najtrudniejsze – bo niejeden ciężki temat tkwi w tych wspomnieniach, zwłaszcza z czasów II wojny. Ale też najciekawsze – bo dotyczy zwykłych ludzi, wpływu wielkiej historii na relacje między sąsiadami na tej samej ulicy.

Wtedy powstała strona Golęczewo. Niezwykła historia zwykłej wsi?

G.G.Tak. Stronę uruchomiłem w maju 2021 roku. W założeniu miała ściągać ruch, generować zainteresowanie, pomagać w nawiązywaniu kontaktów, otwierać drzwi, pomagać w zbieraniu materiałów. Być drogą do książki. Ale stało się inaczej – droga stała się również celem samym w sobie. Miesięcznie odwiedzają ją setki osób, większość trafia dzięki postom o nowościach publikowanych na Facebooku. Można powiedzieć, że dokoła strony i Facebooka powstało coś w rodzaju małej społeczności, mieszkańcy wsi i związani z Golęczewem komentują, uzupełniają informacje, podpowiadają nowe wątki.
Do tego dochodzi ruch z wyszukiwarek. Miałem ogromną satysfakcję, kiedy moją stronę znalazł w Google potomek rodziny Cawein, która wyemigrowała z Golęczewa równo wiek temu. Dzięki Sebastianowi Kesslerowi, dzisiaj na goleczewo.com możemy znaleźć archiwalne dokumenty i zdjęcia, które dotychczas spoczywały na dnie przysłowiowej szuflady.
Nawiązałem też świetny kontakt z Manfredem Durdelem, urodzonym w naszej wsi w 1942 roku. Jego ojciec w 1939 walczył w wojsku polskim, a był z pochodzenia Niemcem – potem oczywiście został wcielony do Wehrmachtu. Manfred był nauczycielem historii, ma doskonałą świadomość tego, co Niemcy robili w czasie II wojny. Zawdzięczam mu pokaźny zbiór rodzinnych zdjęć z Golęczewa, z których część jest już na stronie goleczewo.com.
To są niezwykłe spotkania ponad granicami państwowymi i podziałami narodowymi.

Nie będziemy więc tutaj więcej opowiadać historii Golęczewa, zapraszamy na pana stronę goleczewo.com. A czy w Golęczewie mieszkają jeszcze potomkowie tych rodzin?

G.G. Do 1945 roku we wsi mieszkało kilkanaście rodzin niemieckich. Właściwie wszyscy uciekli przed zbliżającymi się Rosjanami. Wiem o dwóch przypadkach rodzin mieszanych, polsko-niemieckich, i potomkowie tych rodzin mieszkają tu do dziś.

W Golęczewie jest też stary, nieużytkowany już cmentarz.

G.G. Tak, założony dla niemieckich kolonistów cmentarz widzę z okna domu. Miejsce jest zadbane, regularnie oczyszczane z chaszczy, ale nie ma tu żadnych nagrobków z nazwiskami. Piękne oryginalne ogrodzenie, trochę ułomków płyt. Na środku stoi krzyż, pod którym często leżą świeże kwiaty albo palą się znicze – przynoszone przez naszych mieszkańców. Od dawna dręczyła mnie myśl, żeby ustalić, kto został tu pochowany. Za radami z internetowych forów zacząłem szperać w księgach zgonów, częściowo dostępnych w internecie, częściowo w archiwach. Kosztowało to sporo pracy, ale udało się. Powstała lista około stu osób wyznania ewangelickiego z Golęczewa, która zapewne pokrywa się w zdecydowanej większości z listą pochówków.

O tym, co pan zrobił z listą możemy poczytać na stronie. To była uroczystość dla całej wsi.

G.G. Może nie aż tak, ale od początku... Chciałem listę nazwisk umieścić na cmentarzu i w ten sposób niejako przywrócić pamięć o bezimiennych zmarłych. Postanowiłem zrobić to w najprostszy sposób – przybić zalaminowaną kartkę z listą na krzyżu. Ale uznałem, że aby ta czynność miała większe znaczenie, nie mogę tego zrobić sam.
Zaprosiłem więc na moim facebookowym profilu „Golęczewo, Golenhofen” mieszkańców do udziału w tej nieformalnej uroczystości. Zjawiło się kilkanaście osób, w tym także wspomniana wcześniej pani Maria Bajer, która wygłosiła improwizowane, poruszające przemówienie. Zdjęcia z tego kameralnego spotkania umieściłem na stronie. Dzięki temu zobaczył je także Manfred Durdel, którego dziadkowie są tu pochowani. To tak, jakby był tu z nami.

Rozumiem, że sam cmentarz jest zaledwie jednym z wątków w pana zainteresowaniach, ale czy ma pan jakieś plany względem niego?

G.G. Cmentarz jest własnością gminy, wpisaną do rejestru zabytków. Być może istnieje szansa na przeprowadzenie poszukiwań płyt nagrobnych, ponieważ według niektórych informacji mogły się zachować pod kobiercem z bluszczu. Marzy mi się również tablica lub kamień pamiątkowy, w dwóch językach, a może także po angielsku – żeby każdy odwiedzający Golęczewo mógł dowiedzieć się o złożonej historii naszej wsi.

Zatem trzymam kciuki za realizację tych planów. Dziękuję za rozmowę.

Kwiecień 2023
Wywiad przygotowała: Hanna Szurczak, zdjęcia: archiwum G. Grupińskiego




Tomasz Szwagrzakkontakt