EnglishDeutsch strona główna cmentarze Ratując pamięć stan 1925 bukowiec wykaz cmentarzy bibliografia linki kontakt z autorem


Wywiad z Dominikiem Kępą, pracownikiem Urzędu Gminy w Czerniewicach

Podwórze gospodarskie rodziny Schumannów z Teodozjowa, gm. Czerniewice, 1912

Panie Dominiku, nasza znajomość rozpoczęła się od maila, którego wysłałam do wszystkich gmin województwa łódzkiego, a który brzmiał: „W związku ze zbieraniem materiałów do artykułu ”Inicjatywy na rzecz ratowania wiejskich cmentarzy ewangelickich na terenie województwa łódzkiego. Rekonesans badawczy”, który wraz z panem Bartkiem Bijakiem piszemy dla Zeszytów Wiejskich - biuletynu informacyjno - naukowego Interdyscyplinarnego Zespołu Badania Wsi UŁ, zwracam się do Państwa z pytaniem, czy na terenie Waszej gminy prowadzone są jakiekolwiek działania  na rzecz ratowania cmentarzy ewangelickich?”. Z gminy Czerniewice przyszła odpowiedź: „W nawiązaniu do e-maila w sprawie cmentarzy ewangelickich na terenie naszej gminy, proszę o kontakt telefoniczny. Cmentarze ewangelickie mamy i dbamy o nie.” A w podpisie: Dominik Kępa. Zadzwoniłam natychmiast. A po drugiej stronie kompetencja i ogromna wiedza, wspierające prawdziwy zapał społecznikowski. Pierwsza rozmowa zaowocowała opisem działań na rzecz czterech cmentarzy – powstał artykuł do działu „Cmentarze w Łódzkiem”. Teraz możemy porozmawiać o wszystkich innych sprawach. Skąd u Pana tak obszerna wiedza na temat cmentarzy ewangelickich w gminie Czerniewice?

D.K. Temat cmentarzy ewangelickich znany był mi od najmłodszych lat. Od wczesnego dzieciństwa interesowała mnie historia mojego regionu. Zebrałem mnóstwo informacji na ten temat. Szukałem dokumentów, fotografii, przeprowadzałem wywiady. Kiedy w styczniu 2015 roku rozpocząłem pracę w Urzędzie Gminy, postanowiłem zająć się m.in. tematem ewangelickich nekropoli. Uzyskałem poparcie Wójta, który również jest miłośnikiem historii lokalnej. Cmentarze ewangelickie w naszej gminie znajdują się w czterech miejscowościach, jednak są w gminie inne miejscowości, gdzie osadzono kolonistów niemieckich, a których potomkowie mieszkali tam do zakończenia II wojny światowej.

Jak wyglądały cmentarze ewangelickie w Pana gminie przed rozpoczęciem prac porządkowych? Jak przebiegały prace?

D.K. Widok był nieciekawy. Na większości cmentarzy było mnóstwo wybujałej zieleni i do tego istniały tam dzikie wysypiska śmieci. Jedynie cmentarz w Stanisławowie Lipskim był w przyzwoitym stanie, dzięki opiece sprawowanej nad nim przez rodzinę Grossów. W takiej sytuacji pracownicy interwencyjni Urzędu Gminy przystąpili w pierwszej kolejności do karczowania zarośli. Następnie zlikwidowano dzikie wysypiska śmieci. To był naprawdę ogrom prac. W międzyczasie wykonałem dokumentację fotograficzną i zrobiłem inwentaryzację ocalałych nagrobków. Część nagrobków udało się również posadowić w pionie. Na cmentarzu w Stanisławowie Studzińskim zarośla były tak gęste, że dopiero po ich wycięciu można było swobodnie wejść na cmentarz i zobaczyć, co tam właściwie po nim pozostało. W planach jest jeszcze ogrodzenie cmentarzy.

Najstarszy zachowany nagrobek – co mógłby Pan o nim powiedzieć? Czy są jeszcze inne nagrobki godne uwagi?

D.K. Najstarszym zachowanym jest nagrobek Juliusa Wolskiego, który był nauczycielem w Stanisławowie Lipskim i tam został pochowany. Zmarł na zapalenie płuc w 1903 roku, mając 26 lat. Pozostałe nagrobki to już okres międzywojenny. Wykonane są głównie z piaskowca. Na uwagę zasługuje również inskrypcja na nagrobku zmarłego w 1932 roku Adolfa Schumana, który spoczywa na cmentarzu w Stanisławowie Studzińskim. Są na nim wyryte słowa pochodzące z Apokalipsy św. Jana: Sei getrau bis an den Tod, so will ich dir die Krone des Lebens geben, co się tłumaczy: Bądź wierny aż do śmierci, a dam ci wieniec życia. Z przeprowadzonych wywiadów wiadomo, że w latach swojej świetności na cmentarzu ewangelickim w Stanisławowie Studzińskim znajdowało się kilka okazałych granitowych nagrobków z kutymi krzyżami. Niestety dzisiaj próżno ich szukać. Zostały rozgrabione, wykorzystane jako materiał budowlany. Niektóre z nich po prostu zdewastowano, a ich elementy wrzucono do pobliskiej rzeki Krzemionki. Wszystko po to, aby nie pozostał ślad po kolonistach, aby odpłacić za 6 lat okupacji. Przy tej okazji jednak zapomnieć o ponad 100 - letniej historii przyjaznych stosunków pomiędzy Polakami i Niemcami, mieszkającymi w jednej osadzie, którą w znacznej mierze do zamieszkania przygotowali koloniści niemieccy. Polityka III Rzeszy nie tylko przyniosła śmierć milionów ludzi, ale zostawiła wiele niezabliźnionych ran, które jeszcze długo będą krwawić, rozpalając w sercach nienawiść.

Jest Pan spokrewniony z rodziną Nieswaldów, która spoczywa na cmentarzu w Annowie. Czy może Pan opowiedzieć o dochodzeniu do wiedzy o rodzinie? Sama prowadzę badania genealogiczne, odnajduję prawdę o swoich przodkach. A Pan?

D.K. Badania genealogiczne swojej rodziny rozpocząłem w wieku 11 lat. Dzisiaj mogę pochwalić się rodowodami sięgającymi XVII wieku. Przez lata zebrałem wiele starych fotografii, dokumentów i przedmiotów związanych z moją rodziną, które przekazywane były z pokolenia na pokolenie. Zajęło mi to 17 lat i nadal nie ustaję w poszukiwaniach. W przypadku rodziny Nieswaldów ciężko było się czegokolwiek dowiedzieć. Wszystko owiane było tajemnicą. Dodatkowym utrudnieniem było zaginięcie podczas II wojny światowej ksiąg metrykalnych z parafii ewangelickiej w Rawie, pod którą podlegali ewangelicy z terenu gminy Czerniewice. Dopiero dokładna kwerenda aktów notarialnych wiele wyjaśniła. Odszukani dalsi krewni też mieli dla mnie ciekawe informacje. Po latach udało się ustalić, że gniazdem rodowym rodziny Nieswaldów jest miasto Zinten w dawnych Prusach Wschodnich, a obecnie Korniewo w obwodzie kaliningradzkim Federacji Rosyjskiej. Pierwszym Nieswaldem, który stamtąd przybył był Karol, majster tokarski. Było to w 1836 r. Osiedlił się w Rawie. Później nauczył się młynarstwa i zamieszkał w Sadykierzu w gminie Rzeczyca, skąd przeniósł się do Annowa. Do stycznia 1945 r. w Annowie mieszkał jeszcze jego wnuk Adolf Nieswald, który z żoną i jedynym synem zostali rozstrzelani przez Armię Czerwoną.

Mam Pan szerokie kontakty z potomkami dawnych mieszkańców tych ziem. Czy może nam Pan o tym opowiedzieć? Jakie to kontakty, skąd się pojawiły, czego dotyczą?

Jan Schumann z żoną Zuzanną z Martinów i córkami: Rozalią i Lidią (na kolanach matki), ok. 1903

D.K. Kontakty pojawiły się w trakcie zbierania informacji o mojej rodzinie i o historii ewangelików na terenie gminy. Dzisiaj z pomocą Internetu można prowadzić szerokie działania. Potomkowie kolonistów, z którymi utrzymuję kontakt, mieszkają w Niemczech i w Kanadzie. Jest też kilka rodzin mieszkających w Polsce. Nasza współpraca polega głównie na wymianie informacji. To właśnie z Niemiec i Kanady pochodzi najwięcej fotografii przedstawiających kolonistów z terenu gminy Czerniewice przed 1939 rokiem. Najstarsze z nich zostały wykonane na początku XX wieku.

W Annowie i Stanisławowie Studzińskim pojawiły się tablice upamiętniające rodziny kolonistów, ufundowane przez ich potomków. W Stanisławowie Lipskim potomkowie rodziny Grossów mieszkają w pobliżu cmentarza i sprawują czynną opiekę nad nekropolią. Jestem pod ogromnym wrażeniem, nie spotkałam się jeszcze z takimi działaniami. Czemu przypisać fakt, że to właśnie Wasza gmina jest w tak szczęśliwej sytuacji?

Pogrzeb Zuzanny z Martinów Schumann na cmentarzu ewangelickim w Stanisławowie Studzińskim. Nad grobem pogrążone w żałobie dzieci. Od lewej: Rozalia Wiessing, Paweł Schumann i Wanda Hauk, 1939

D.K. Jeśli chodzi o cmentarz w Stanisławowie Lipskim i mieszającą w pobliżu rodzinę Grossów, to jest naturalne zachowanie. Na cmentarzu spoczywa kilkanaście osób związanych z tą rodziną. Po prostu dbają o groby swoich bliskich, przy okazji utrzymują porządek na cmentarzu. Potomkowie spoczywających tam innych kolonistów dzisiaj mieszkają setki kilometrów stąd i trudno im sprawować czynną opiekę nad grobami bliskich. Pojawiają się jednak na cmentarzu przy okazji wizyt w Polsce. Tablice upamiętniające rodziny kolonistów w Annowie i Stanisławowie Studzińskim powstały w wyniku wzbudzenia zainteresowania historią rodziny, sentymentem do rodzinnych stron. Do szczęścia nam jeszcze wiele brakuje, ale nie ustajemy w swoich działaniach.

Czy w Waszej gminie jest dużo rodzin, których przodkami byli osadnicy?

D.K. Niewiele jest takich rodzin. Prawie wszyscy po zakończeniu II wojny światowej wyjechali do Niemiec. Przed wojną zdarzały się również małżeństwa mieszane i to głównie potomkowie z tych małżeństw pozostali w gminie Czerniewice.

W naszej rozmowie telefonicznej wspomniał Pan o różnicach pomiędzy cmentarzami katolickimi a ewangelickimi. Czy może Pan opowiedzieć, na czym te różnice polegają?

Ewangelicka ceremonia pogrzebowa na pogrzebie Jan Leopolda Markwarta, krewnego Schumannów, 1944

D.K. Wiele z nich wynika z różnić pomiędzy wyznaniem rzymskokatolickim a luterańskim. Przedwojenna tradycja ewangelicka mówiła o ciemnym cmentarzu. Dzisiaj trochę się od tego odchodzi i na cmentarzach ewangelickich można zaobserwować świece i znicze. Dawniej też ewangelicka ceremonia pogrzebowa odbywała się wyłącznie na cmentarzu. Charakterystyczny dla cmentarzy ewangelickich jest krzyż w jego centrum. Ogólnie rzecz biorąc koloniści niemieccy bardzo różnili się od Polaków. Było to widoczne w codziennym życiu. Przyjeżdżając w miejsce, gdzie mieli się osiedlić przywieźli nie tylko swoje tradycje i zwyczaje, ale także inne niż wówczas panowały w naszym kraju sposoby budowania swoich siedlisk i gospodarowania.

Czy uważa Pan, że działania ratunkowe, prowadzone przez społeczników nie znających ewangelickich tradycji, ewangelickiego spojrzenia na problem cmentarzy są w jakiś sposób niewłaściwe?

D.K. Myślę, że działania społeczników prowadzone na rzecz ratowania tych cmentarzy mają duże znaczenie i są godne uznania. Znajomość tradycji ewangelickiej jest istotna, ale nie jest najważniejsza. Stan większości cmentarzy ewangelickich w Polsce nie jest zadowalający. W trakcie prac nad ratowaniem cmentarza historycznego bardzo ważne jest wykonanie dokumentacji fotograficznej, a także inwentaryzacji ocalałych nagrobków.

Czy otrzymuje Pan wsparcie (i od kogo) w działaniach na rzecz cmentarzy w Waszej gminie?

D.K. Wielu mieszkańców gminy interesuje się tym tematem. Szczególnie sołtys miejscowości Annów dąży do uporządkowania i oznakowania cmentarza w swoim sołectwie. Wiem, że wspiera go jeszcze kilku mieszkańców Annowa. Z pomocą przyszli także potomkowie kolonistów.

Czy są osoby (gminy, instytucje), które próbują się na Was wzorować?

D.K. W znajdującej się niedaleko nas gminie Biała Rawska jest kilka cmentarzy ewangelickich. Działające tam Bialskie Stowarzyszenie Historyczne, którego także jestem członkiem, żywo interesuje się tym tematem. Mam nadzieję, że uda im się ocalić chociaż część ewangelickich nekropoli.

Jak lokalna społeczność reaguje na tego typu działania?

D.K. Wielu mieszkańców dopiero teraz dowiaduje się o istnieniu na terenie gminy cmentarzy ewangelickich. Szczególnie młode pokolenie ma małą wiedzę na ten temat. W celach informacyjnych opublikowałem w naszej gazecie samorządowej, a także w prasie powiatowej kilka artykułów. To była zapomniana kwestia. Uporządkowanie cmentarzy ewangelickich na pewno poprawi estetykę gminy Czerniewice, ale też pozwoli zachować jej dziedzictwo kulturowe. Jak wspominałem mieszkańcy włączają się w te działania. Przysłowia są mądrością narodu, a jedno z nich używane zarówno przez Polaków, jak i przez Niemców, mówi: Lepiej późno niż wcale – Besser spät als nie.

Dziękuję za poświęcony mi czas. Mam nadzieję, że to początek naszej współpracy – razem można więcej!

Wywiad przeprowadziła Hanna Szurczak
28.09.2016




Tomasz Szwagrzakkontakt