EnglishDeutsch strona główna cmentarze Ratując pamięć stan 1925 bukowiec wykaz cmentarzy bibliografia linki kontakt z autorem


Wywiad z Beatą Zabroni, społecznikiem działającym w Strzyżewicach (województwo wielkopolskie, powiat leszczyński, gmina Święciechowa)

„Adres Pani otrzymałam od pana Norberta Zaczka, który gorąco rekomendował Panią jako osobę, z którą powinnam porozmawiać. Wiem, że Pani już mnie zna – zauważyłam, że zagląda Pani na profil “Ratując pamięć – Wiejskie cmentarze” na fb. Obie więc wiemy, czego dotyczy ten mail. Oczywiście chciałabym spytać, czy jest Pani zainteresowana udzieleniem wywiadu naszej stronie? Jeśli tak, to proszę o kontakt.” Tak brzmiał mail, który wysłałam do zupełnie nieznanej mi osoby. Rekomendacja pana Zaczka jest jednak zawsze wystarczającym impulsem. Odpowiedź przyszła bardzo szybko i zawierała zgodę. Zapraszam do przeczytania wywiadu.

Pani Beato, zazwyczaj zaczynam od podstawowych pytań. Dwa słowa o sobie?

B.Z. Od prawie 39 lat jestem mieszkanką Leszna, a właściwie jego części, która do 1979 roku należała do Strzyżewic. Posiadam wykształcenie wyższe o kierunku politologia.

Zatem nie historia? Może pracuje pani w instytucji, która ma związek z historią?

B.Z.  Pracuję na stanowisku recepcjonistki w hotelu na leszczyńskim lotnisku. Jak widać moja praca zawodowa i wykształcenie zupełnie nie wiążą się z moją pracą społeczną.

Z czego zatem wynika pani zainteresowanie cmentarzami ewangelickimi?

B.Z. Moja rodzina mieszka w Strzyżewicach od 1928 roku, kiedy to mój pradziadek trafił jako strażnik graniczny na placówkę w leżących nieopodal Lasocicach. Cmentarz ewangelicki w Strzyżewicach interesował mnie od zawsze. Kiedy był jeszcze zarośnięty, bardzo ciekawiło mnie, co tam się znajduje, więc często próbowałam zaglądać w ten tajemniczy gąszcz..

Od czego się zaczęło działania wykraczające poza ciekawość?

B.Z. Już nawet nie pamiętam dokładnie jak to się stało, że wspólna pasja genealogiczna połączyła mnie i Wiesię Małychę. Dużo rozmawiałyśmy na ten temat, aż któregoś dnia powiedziałam, że moim marzeniem jest uporządkowanie starego cmentarza ewangelickiego w Strzyżewicach. Wiesia, jako mieszkanka Strzyżewic, z chęcią podchwyciła ten pomysł. Parę dni później wiedziałyśmy już do kogo należy teren cmentarza i z kim rozmawiać na temat prac porządkowych. Okazało się, że cmentarz należy do Skarbu Państwa. Gmina Świeciechowa wydała nam pozwolenie na porządki.

Było was dwie? Dwie kobiety postanowiły pokonać przyrodę, która zapanowała nad tym miejscem?

B.Z. Nie od razu chwyciłyśmy za siekiery. Naszą inicjatywę rozpoczęłyśmy od założenia profilu na Facebooku. Profil nazwałyśmy "Strzyżewice - historia zdjęciem i piórem pisana". To tam zaczęłyśmy pierwsze akcje informacyjne wśród mieszkańców wsi oraz sympatyków. Temat szybko podchwyciły lokalne media. O pomyśle zrobiło się bardzo głośno. Na efekt nie trzeba było czekać. 13 grudnia 2014 roku pierwsza akcja zgromadziła ponad 30 osób - mieszkańców Strzyżewic, Leszna i powiatu leszczyńskiego. Myślę, że zorganizowane przez nas na początku grudnia 2014 roku spotkanie historyczne także pomogło ludziom przekonać się do naszych akcji.

Media podchwyciły? Same was zauważyły, czy może jednak trzeba było im „podsunąć pod nos”?

B.Z. Nigdy nie szukałyśmy pogłosu w mediach. Ja osobiście wychodzę z założenia, że dziennikarz sam powinien zainteresować się tematem, znaleźć go. 
Po utworzeniu profilu na Facebooku członkowie grupy zaczęli go udostępniać dalej. I w ten sposób trafiło to do mediów. Jako pierwsza nawiązała z nami kontakt p. Kinga Zydorowicz z gazety ABC. To ona, razem z fotografem Edwardem Baldysem, chodziła z nami po zarośniętym cmentarzu. Napisała o naszej inicjatywie obszerny artykuł, umieszczała informacje o naszych akcjach na łamach gazety. To dało początek zainteresowania medialnego. A co za tym idzie, także zainteresowania mieszkańców. 
Nasze działania trafiły do mediów lokalnych, wielkopolskich, ale także do chętnie czytanej gazety „Fakt”. Nie czujemy się jednak "sławne". Chociaż jedna z naszych wolontariuszek opowiadała historię, gdy pojechała na pogrzeb do rodziny na drugi koniec Wielkopolski. Jednemu z członków rodziny powiedziała, że mieszka w Strzyżewicach koło Leszna. Na co on odpowiedział - A, to tam gdzie ten cmentarz sprzątacie. To było duże zaskoczenie!

Pierwsza akcja okazała się sukcesem. Co dalej?

B.Z. Społeczny odzew był dla nas bardzo budujący. Okazało się, że wiele osób nie miało pojęcia, iż za płotem cmentarza katolickiego znajduje się drugi cmentarz. Kiedy już się o tym dowiedziały, nie pozwoliły, by zginął. Pracy tam było mnóstwo... Pierwsze trzy akcje polegały głównie na karczowaniu zarośli, uschniętych drzew, powykręcanych samosiejek. Kolejne akcje odkrywały przed nami coraz to nowe nagrobki oraz niestety mnóstwo śmieci, które odwiedzający cmentarz katolicki wyrzucali po prostu za płot. Prace szły bardzo sprawnie. Ludzie byli bardzo chętni do pomocy i sami dopytywali się kiedy znowu spotykamy się na cmentarzu. Spotykaliśmy się co tydzień lub co dwa tygodnie. Zawsze starałyśmy się jakoś ugościć naszych wolontariuszy. Był "babciny" placek drożdżowy, kawa, herbata, a czasami i gorąca zupa. Atmosfera była wspaniała. Do wiosny 2015 cmentarz został uprzątnięty do tego stopnia, że można było swobodnie przejść i podziwiać piękne płyty.

Czym możecie się pochwalić na waszym cmentarzu?

B.Z. Wojewódzki Urząd Ochrony Zabytków wydał nam pozwolenie na prace na cmentarzu, ale bez możliwości przesuwania nagrobków. Ich inwentaryzacja, która była wykonana w 1979 roku, pokazywała zaledwie kilka większych, widocznych gołym okiem płyt. Nam udało się odkryć spod warstwy liści, krzaków i śmieci, co najmniej 40 nagrobków. Wiele z nich niestety zostało uszkodzonych, być może tuż po wojnie. Ale zdecydowana większość, dzięki temu, że leżała pod warstewką ziemi i liści, przetrwała w doskonałym stanie. Zachowały się kolory zdobień, żłobienia liter, w niektórych nawet szklane płyty. Najokazalszy jest jednak grobowiec rodziny Andersch'ów. Najstarszy zabytek Strzyżewic pochodzący z XVIII wieku. W toku prac udało nam się zasunąć odkrytą płytę grobowca. Jego wnętrze zagrażało bezpieczeństwu zwiedzających, ale chcieliśmy także aby nareszcie, po ponad 70 latach, zmarli odzyskali spokój. Grobowiec przez lata był składowiskiem śmieci, a ciekawscy chętnie do niego zaglądali.

Wiosna 2015 to już koniec działań?

B.Z. Nie, nasze prace nad cmentarzem nie ustały. Całą wiosnę i lato pracowaliśmy, już w mniejszym gronie, aby cmentarz był wizytówką wsi. Pokazywał, iż można dbać o historię w swojej małej społeczności.
W październiku 2015 zdobyliśmy dofinansowanie z Funduszu Inicjatyw Obywatelskich w wysokości 2 tys złotych. Z kwoty tej dofinansowano m.in. zakup tablic pamiątkowo - informacyjnych na temat cmentarza. Uroczyste odsłonięcie tablic odbyło się 28 listopada 2015 roku przy współudziale pastora parafii ewangelicko-augsburskiej w Lesznie ks. Waldemara Gabrysia oraz proboszcza parafii pw. św. Józefa w Lesznie ks. Tadeusza Naskręta.
Prace trwały nadal. Uporządkowano ścieżki wijące się pomiędzy grobami. Kolejne dofinansowanie pozwoliło nam na zakup sadzonek krzewów i drzewek ozdobnych i, aby przywrócić zaburzony ekosystem cmentarza, budek lęgowych dla ptaków oraz hoteli dla owadów. Późnym latem rozpoczęłyśmy proces odnawiania nagrobków. Kilka z nich oczyszczono, a mało czytelne litery zostały odnowione. Prace będziemy kontynuować na wiosnę przy współudziale miejscowego kamieniarza.

Cmentarz w Strzyżewicach przypomina już chyba wypieszczony ogród! Z taką dbałością o szczegóły spotykam się pierwszy raz. Domki lęgowe, hotele dla owadów, odbudowa ekosystemu – fenomenalne! Żadna z pań nie jest ekologiem?

B.Z. Projekt pod przewrotną nazwą "Przywróćmy życie na cmentarzu" napisałyśmy po powrocie z konferencji "Ziemia skrywa kości". Zainspirowało nas zupełnie inne spojrzenie na cmentarz, jako miejsce ekosystemu, domu dla zwierząt i owadów. Zdawałyśmy sobie sprawę, iż w gęstych zaroślach cmentarza miało schronienie wiele małych stworzeń, owadów, ptaków. My ten dom im zabraliśmy, w imię naszego pojęcia ładu i porządku. Podczas jednej z akcji natrafiliśmy na żmije zygzakowate. Dlatego ten projekt był nastawiony na ekologię. Zawiesiliśmy budki lęgowe dla ptaków, nietoperzy. Zwiedzający z zaciekawieniem przyglądają się hotelom dla owadów, które stanowią ochronę przed zimnem. Nasadzone drzewka ozdobne i krzewy dadzą schronienie jaszczurkom, zaskrońcom, żmijom i polnym myszkom. Dodatkowym atutem są walory estetyczne, gdyż cmentarz zaczyna nabierać, jak to Pani ładnie określiła; kształtu ogrodu.
W ramach tego projektu zasadziliśmy także 4 nowe dęby, gdyż te które stoją na końcu cmentarza są już bardzo wiekowe. Szacujemy, iz mają ok. 200 lat. Z dębami wiąże się także kolejna ciekawa historia. Wiemy, iż na cmentarzu do 1945 roku znajdowała się kaplica. Jednakże nikt ze starszych mieszkańców nie jest w stanie określić, w którym dokładnie miejscu. Przypuszczamy, iż właśnie pomiędzy posadzonymi w trapez czterema dębami.
Kaplica została spalona, gdy uciekający z frontu żołnierze chowali się w Lesie Strzyżewickim. To był styczeń i aby przetrwać srogie mrozy ogrzewali się drewnem z płotu cmentarza katolickiego oraz z kaplicy z cmentarza ewangelickiego. Z kaplicy pozostawili jedynie figurę Chrystusa. Została ona przymocowana do jednego z dębów. Z upływem lat, gdy cmentarz zarastał, figura zaginęła. W latach 50-tych XX wieku lub trochę później, porządki wokół cmentarza robił Stanisław Marciniak. W stercie śmieci odnalazł on żelazną figurę Chrystusa. Skąd ona się tam wzięła i czy to była ta figura z kaplicy - nie wiemy. Wiemy natomiast, że Stanisław zabrał figurę do domu. Osadził ją na dębowej, grubej desce. Przez te wszystkie lata Chrystus wisiał na ścianie w domu p. Marciniaka. Gdy miało się odbyć pierwsze spotkanie historyczne, rodzina Marciniaków (obecnie mieszkająca we Wschowie) przekazała figurę na nasze ręce. Przekazano ją ze słowami, iż Chrystus musi wrócić na swoje miejsce. Obecnie figura wisi w Sali Tradycji wsi Strzyżewice. Nie wykluczamy, iż wróci na cmentarz.

Opowiadając o pracach na cmentarzu używa pani formy „my”. „My” społecznicy?

B.Z. Wszystkie te działania były prowadzone przez stowarzyszenie, które powstało na początku naszych prac. Towarzystwo Przyjaciół Strzyżewic obecnie zajmuje się nie tylko cmentarzem, który jest jednak naszym oczkiem w głowie, ale także Salą Tradycji, którą stworzyliśmy od podstaw i akcjami angażującymi mieszkańców (festyny, imprezy dla dzieci). „My” to wszyscy ludzie, którzy angażują się prace na cmentarzu. Właściwie nie mówimy o nim inaczej, jak tylko "nasz cmentarz". To nic, że obok na katolickim cmentarzu leżą nasi najbliżsi.. Ten jest nasz. Nie potrafiłybyśmy, ani ja, ani Wiesia, powiedzieć, iż wszystko co został zrobione to nasza zasługa. Absolutnie. My dwie byłyśmy zaledwie iskierką, a cały "pożar" wywołali nasi wspaniali wolontariusze.

Czy Sala Tradycji wiąże się jakoś z cmentarzem?

B.Z. Pomysł stworzenia Sali Tradycji narodził się podczas spotkania grupy inicjatywnej Towarzystwa Przyjaciół Strzyżewic. Byliśmy już wtedy po dwóch spotkaniach historycznych. Ludzie chętnie dzielili się z nami swoimi wspomnieniami, zdjęciami, dokumentami. Sami też zebraliśmy dużo materiałów na temat Strzyżewic. Nie było jednak miejsca, w którym byłaby możliwość zaprezentowania tego. Okazało się, iż w budynku szkoły (jeden ze starszych budynki wsi - ok. 160 letni, obecnie mieści się w nim przedszkole) są puste pomieszczenia niszczejące po śmierci ich ostatnich mieszkańców. Zwróciłyśmy się z prośbą o zezwolenie na użytkowanie pomieszczeń. Zezwolenie musiało być wydane przez dwa organy, gdyż budynek należy d Gminy Święciechowa, ale jest w zarządzie przez miasto Leszno, gdyż znajduje się tam oddział przedszkolny jednej z leszczyńskich szkół. I znowu nie było żadnych przeszkód. Kolejny raz spotkaliśmy się z przychylnością.
Udało nam się wygrać 5 tys dofinansowania z FIO na remont pomieszczeń i stworzenie Sali Tradycji. Remont trwał całe lato 2015, a otwarcie miało miejsce pod koniec października 2015 roku. Sala obecnie jest udostępniana do zwiedzania dla mieszkańców. Oprócz dokumentów i zdjęć związanych ze Strzyżewicami znajdują się tam także stare sprzęty domowe. Cieszą się ogromnym powodzeniem, zwłaszcza wśród dzieci, które często pierwszy raz widzą na oczy telefon z tarczą lub syfon (zwany przez nie gaśnicą).
W Sali są także zdjęcia z naszych akcji sprzątania cmentarza, historia tego miejsca i wspomniany już przeze mnie Chrystus. 

Zazwyczaj pytam swoich rozmówców o społeczny odbiór ich działań. W pani przypadku odpowiedź jest chyba oczywista?

B.Z. Myślimy, iż odbiór naszych działań wśród mieszkańców wsi jest pozytywny. Każdy jest pod wrażeniem tego co udało się zrobić na cmentarzu. Na każdym kroku dziękujemy właśnie im, gdyż bez ich zaangażowania nigdy nie udałoby się tego dokonać w tak krótkim czasie. Wiemy z rozmów z innymi pasjonatami, iż są to często wieloletnie starania, godziny prac. My spotkałyśmy się tylko z pozytywnym odzewem. Zarówno ze strony mieszkańców, jak i władz samorządowych. Zresztą mogę się pochwalić, że nasze działania stały się inspiracją dla okolicznych gmin. Niedawno w Rydzynie postanowiono posprzątać cmentarz ewangelicki, a nasz stawiany jest za wzór. Jesteśmy z tego bardzo dumni.

To jest powód do dumy. Czy jednak w tym pięknym obrazie nie ma żadnych rys?

B.Z. Muszę przyznać, iż pomimo bardzo dobrego nastawienia, obecnie została grupka ok. 10 najwytrwalszych osób, które dbają o cmentarz. Możliwe, że wynika to z faktu, iż najgorsze prace zostały już wykonane i obecnie jest to tzw. "kosmetyka". Ale każda para rąk jest potrzebna, gdy cmentarz latem zarasta chwastami. Myślę jednak, że wielka nadzieja w naszej młodzieży, która z coraz większym zaangażowaniem dołącza do naszych akcji.

Jakie ma pani plany na nadchodzący rok?

B.Z. Chcielibyśmy, aby cmentarz był miejscem pamięci o byłych mieszkańcach Strzyżewic. Nie jest dla nas ważne, jakiego byli wyznania. Ważne, że były to osoby tworzące kiedyś naszą społeczność i to, jak wygląda ich miejsce spoczynku, świadczy o nas, o naszym podejściu do historii. Czyż nie chcemy, aby polskie cmentarze na wschodzie były otoczone choć minimalną opieką? Myślę, że dobrą puentą będzie tu cytat z Marii Kuncewiczowej: „Pogrzebać – tak, zapomnieć – nie. Chodzi o to, żeby nie gnić za życia.”

Serdecznie dziękuję za rozmowę i życzę realizacji planów, a może i rodzenia się nowych?

B.Z. Chciałabym jeszcze coś dodać: dziękuję, Wiesiu, za to, że pomogłaś mi spełnić moje marzenie i byłaś, i jesteś cały czas, motorem naszych dalszych wspólnych działań.

Zatem obu paniom życzę powodzenia!

Wywiad przeprowadziła Hanna Szurczak, zdjęcia: Beata Zabroni
12.01.2017




Tomasz Szwagrzakkontakt