EnglishDeutsch strona główna cmentarze Ratując pamięć stan 1925 bukowiec wykaz cmentarzy bibliografia linki kontakt z autorem


Wywiad z Anną Szerszeń, współzałożycielką Stowarzyszenia Poszukiwaczy Historii Wspólna Pamięć

Pani Anno, kiedy się poznałyśmy?

A.Sz. Trafiłam na stronę Wiejskie cmentarze ewangelickie województwa łódzkiego na początku 2018 roku. Poszukiwałam wówczas informacji o cmentarzach ewangelickich w naszej najbliższej okolicy. Jednym ze źródeł, jak wiadomo, jest internet. I tak to się zaczęło.

Tak pani usłyszała o nas. A my o pani?

A.Sz. Na waszej stronie zobaczyłam kawał niesamowitej pracy. Odkryłam jednak, że w wykazie nie ma cmentarzy, o których ja posiadałam już sporo informacji. Postanowiłam je wam przesłać. Potem zaprosiliście mnie nawet na swoje Seminarium.

To były dwa cmentarze...

A.Sz. Tak, przesłałam materiały dotyczące Franciszkan i Sewerynowa. Obie miejscowości leżą w gminie Nowy Kawęczyn, w której mieszkam. W której mieszkamy obie, z moją mamą. Bo tak naprawdę cała historia z cmentarzami to za jej przyczyną.
Moja mama, Elżbieta Szerszeń, jest emerytowaną nauczycielką historii. Przez całe swoje życie zawodowe zdobywała wiedzę o historii lokalnej; utrwalała ją, spisując wspomnienia mieszkańców. Kiedy przeszła na emeryturę zaczęłam ją zachęcać, by odręczne notatki posłużyły do stworzenia trwalszego opracowania. Podczas jednej z rozmów o tej lokalnej historii wspomniała o cmentarzu we Franciszkanach. Mówiła, że chodziła tam ze swoimi uczniami zapalać świeczki na Wszystkich Świętych. I zmartwiła się, że teraz to już pewnie nikt o tym miejscu nie pamięta. Przejeżdżam tamtędy bardzo często i byłam zaskoczona informacją, że jest tam cmentarz. Pojechałyśmy więc razem i okazało się, że nic tam nie ma, poza krzakami. Mama utrzymywała jednak, że cmentarz jest.

No cóż, skoro był, to i jest. Takim założeniem się kierujemy.

A.Sz. Wówczas jeszcze potrzebowałam argumentów dobitniejszych niż ulotna pamięć. Więc sięgnęłam do starych map. Szczególnie pomocna okazała się być mapa A. Breyera z roku 1919. Przeszukiwałam internet. W ten sposób trafiłam na waszą stronę. Szukałam w literaturze. Okazało się, że nasze tereny są bardzo słabo opisane. Nawet prof. K. Woźniak w swojej pozycji „Niemieckie osadnictwo wiejskie między Prosną a Pilicą i Wisłą od lat 70 XVIII wieku do 1866 roku. Proces i jego interpretacje” nie przywiązał zbyt wielkiej wagi do naszych okolic.

Znalazła pani wyjaśnienie tego faktu?

A.Sz. Okolice Skierniewic nie miały chyba szczęścia. Znajdując się nieomalże w centrum kraju nie „należą” do nikogo. Dla badaczy historii województwa łódzkiego są zbyt mazowieckie, dla badaczy skupionych na województwie mazowieckim zbyt łódzkie. I tak oto trafiłyśmy na dziewiczy teren. Postanowiłyśmy się z tym zmierzyć.

Stałyście się panie badaczkami.

A.Sz. Sądzę, że tak. Co piątek spędzamy z mamą czas w archiwach, badając dokumenty. Korzystamy z zasobów AP w Grodzisku Mazowieckim oraz w Łowiczu. Znalazłyśmy fizycznie cmentarze w rejonie, ale to nam nie wystarcza. Szukamy tekstów źródłowych, kontraktów osadniczych, ksiąg metrykalnych. Badamy skąd i kiedy przybyli mieszkańcy interesujących nas miejscowości. Mamy obecnie problem z odnalezieniem kontraktu osadniczego Sewerynowa. Znalezienie dokumentu to często dzieło szczęśliwego zbiegu okoliczności i tzw. "nosa". Sewerynów, przechodzący z dóbr do dóbr, to prawdziwe wyzwanie! Trzeba przejrzeć wiele zasobów.

Franciszkany udało się już udokumentować?

A.Sz. Udało się, złapałyśmy nić. Mamy kontrakt osadniczy, który znalazłyśmy w AP w Grodzisku Mazowieckim, w zasobie „Dobra ziemskie”. Dzięki niemu dokładnie wiemy, że cmentarz został założony w 1821 roku. A w karcie cmentarza prowadzonej przez konserwatora zabytków widnieje adnotacja: „data powstania cmentarza jest nieznana”.

Data założenia wsi, bo za taką możemy uznać ów rok 1821, jest dość późna jak na ten rejon.

A.Sz. Wieś została zasiedlona ostatnią falą. Osadnicy emigrujący z innych, przepełnionych już wsi, pojawili się we Franciszkanach. Przybyli z okolicznych kolonii. Zapewne było tak, że skrzyknęli się młodzi mężczyźni i wyruszyli szukać nowego miejsca do życia. W związku z tym łatwo dochodziło do zawierania małżeństw mieszanych. Inaczej, niż było w przypadku przybywających z Niemiec osadników pierwszej fali. Oni zawierali małżeństwa w obrębie swojej narodowości i swojej religii. Być może dlatego A. Breyer, wzmiankując o Franciszkanach, użył określenia „wieś niemieckojęzyczna”.

Tak więc w 1939 roku tak naprawdę Franciszkany były wsią polsko - niemiecką. Zapewne mieszkali w nich wyznawcy obu dominujących religii – rzymskokatolickiej i protestanckiej?

A.Sz. Lubię myśleć o nich „obywatele polscy dwóch narodowości”. I dwóch wyznań.

Co stało się z ludnością tej miejscowości po wojnie?

A.Sz. W lipcu 1944 większość z nich wyjechała. Część jednak została. Ich potomkowie o swoich niemieckich korzeniach milczeli, aż do teraz.

Co zachęciło ich do mówienia?

A.Sz. Kiedy zabraliśmy się za porządkowanie cmentarza, historia potoczyła się błyskawicznie. Ludzie zatrzymywali się, pytali co robimy i zaczęli się przyłączać. Okazało się, że pamięć o tym miejscu jest wciąż żywa i bardzo pozytywna. Mamie, jako swojej dawnej nauczycielce, opowiadają bardzo chętnie. Nie mają oporów. Z nią przecież, jako dzieci, robili wiele projektów, o których wciąż pamiętają. Na naszym cmentarzu spoczywają przodkowie takich osób. Ktoś powiedział: „Moja babcia tu leży. To dlaczego dopuściłeś do tego, że ten cmentarz tak wygląda?! Wiesz, to byli Niemcy, baliśmy się do nich przyznać.” Teraz to są Polacy, katolicy. Tłumaczę: „To nie są ci Niemcy, którzy przyjechali na czołgach. Oni tu byli dużo wcześniej, niż czołgi pojawiły się na świecie.”
Przez te wszystkie lata od wojny ludzie milczeli też o tym, że sąsiedzi sprzed wojny byli dobrymi sąsiadami. Okazało się, że trochę potajemnie utrzymywali z nimi kontakty. Najbardziej wzruszająca była dla mnie taka historia. Jedna z 80letnich babć podczas wywiadu, jaki z nią przeprowadzałam, o tych sąsiadach i o cmentarzu, dała mi kopertę i okazało się, że nadano ją z Frankenfeld. To mnie niesamowicie poruszyło. To niemiecka nazwa Franciszkan sprzed wojny. Trzymałam w rękach list wysłany w latach 90tych z Frankenfeld w Niemczech do Frankenfeld w Polsce! Oczywiście napisałyśmy pod ten adres. Ci ludzie, którzy w lipcu 1944 uciekali przed frontem, wyjechali na zachód i założyli tam wieś o tej samej nazwie, co wieś, którą opuścili. Mam jeszcze 3-4 adresy, ludzie zaczynają te koperty do mnie znosić, więc mam nadzieję, że ta historia będzie stawała się coraz ciekawsza.

Wieś zasiedlono po wojnie nowymi osadnikami.

A.Sz. Domy pod dawnych mieszkańcach zajęli przesiedleńcy zza Buga. Teraz bardzo zaangażowali się w nasze działania. Mówili: „ja nie wiedziałem, że tutaj ten cmentarz jest. Pewnie mój cmentarz rodzinny, na wschodzie, wygląda tak samo.”

Wspomniała pani o przeprowadzanym z mieszkańcami wywiadzie.

A.Sz. Przeprowadzałyśmy je po przejrzeniu dokumentów. Chciałyśmy udokumentować, że to rejon Królestwa Polskiego, w którym mieszkali osadnicy niemieccy. Dzięki statystykom uzmysłowiłyśmy sobie, że było ich niemało. Co się z nimi stało, gdzie są? Na to pytanie wciąż szukamy odpowiedzi. Niby wiemy, ale to jeszcze nie jest pełen obraz. A wywiady z żywymi świadkami historii są bezcennym źródłem wiedzy.

Zatem cmentarz we Franciszkanach legł paniom na sercu.

A.Sz. Tak! I okazało się, że mamy wśród znajomych parę osób zainteresowanych historią. W ten sposób, zupełnie naturalnie, pojawił się Konrad Buczyński ze swoimi chłopakami. Zaczęliśmy działać jako nieformalna grupa. Mieliśmy ambitny plan na ten rok, żeby uprzątnąć Franciszkany i Sewerynów. Przy czym cmentarz w Sewerynowie trzeba było najpierw znaleźć. To się udało. Początki prac już też się udało zrobić, ale uprzątnąć się go już w tym roku nie da.

Rozpoczęliście prace porządkowe we Franciszkanach jako grupa nieformalna, ale teraz jesteście stowarzyszeniem.

A.Sz. W kwietniu tego roku postanowiliśmy założyć stowarzyszenie. To „świeżynka”, wpis do KRS został dokonany we wrześniu. To jeszcze nie wpłynęło na nasze życie w żaden sposób, ale już tworzymy formalną grupę. Otwiera się przed nami mnóstwo możliwości.

Kto zatem wchodzi w skład Stowarzyszenia Poszukiwaczy Historii "Wspólna Pamięć"?

A.Sz. Właściwie wszyscy ludzie, którzy zaangażowali się w prace porządkowe na cmentarzu. W projekt bardzo zaangażował się Konrad Buczyński. Z nim pojawili się chłopaki, którzy pracują z wykrywaczami. Zrobili specjalistyczny kurs. Prowadzimy legalne poszukiwania, posiadamy opiekę archeologa. Archeolog jeszcze nie jest członkiem naszego stowarzyszenia, ale dość mocno jest już z nami związany. Zainteresowało się nami również muzeum w Skierniewicach. Okazało się, że i tam mamy znajomych.

Co już uznaje pani za wasz sukces?

A.Sz. Podczas porządkowania zrobiłyśmy z mamą inwentaryzację. Wg danych z karty cmentarza na Franciszkanach zachowało się 7 nagrobków. My udokumentowaliśmy 104. Być może problem tkwi w tym, że społeczność Franciszkan była uboga, nie pozostawiła po sobie bogatych nagrobków. W wielu przypadkach to jedynie ziemne mogiły. W większości spoczęli w nich ludzie niepiśmienni, pozostawiając równie niepiśmiennych potomków. Stąd ślad po nich tak łatwo znika. Jest mi żal, nie chciałabym, żeby to teraz zarosło. I w tym zmartwieniu pojawiła się taka oddolna inicjatywa. Odezwała się do mnie jedna z firm, która zajmuje się wyrobami ze stali, Dom-Wid. Padło: „Słyszałem, że potrzebujesz krzyżyki. No, ale nie mam na to pieniędzy. Nie martw się, jak ci to zrobię.” No i będziemy mieli 104 krzyże! Mam nadzieję, że oznaczenie w ten sposób tych grobów zabezpieczy je na kilka dobrych lat.

Na Franciszkanach stoi już krzyż.

A.Sz. Tak. Bardzo niezwykła jest jego historia, opowiedziałam ją na swoim blogu podpyskatym.blogspot.com (link do bloga). A OSP z Franciszkan podjęła spontaniczną akcję ustawienia tego krzyża na cmentarzu we Franciszkanach. Sołtys wysłał mi zdjęcia z hasłem: "Mieliśmy zasób ludzi i trzeba było działać". Pękam z dumy. Nie ukrywam, ze lubię takie samowole.

Gratuluję, ma pani szczęście do ludzi. A na cmentarzu stoi już tablica informacyjna.

A.Sz. Tablica była/jest konieczna. Mam ambicję podobne tablice stawiać w miarę możliwości przy wszystkich cmentarzach. Kiedy ktoś odwiedzi np. Franciszkany może mieć mylne wrażenie, że nic tam nie ma... zrujnowany cmentarz. Może uprzątnięty i z krzyżem, ale ogólnie to niewiele zostało, a to nieprawda, bo wiąże się z nim fascynująca historia zwykłych ludzi. Tę tablicę zaprojektował Maciek Białek; jego rodzina pochodzi ze wsi obok, pamiętał ten cmentarz z dzieciństwa. Ramkę dał mój sąsiad, Waldemar Magdziarz. Daszek i pomalowanie - moi koledzy z pracy. Obsadziło OSP Franciszkany. Tekst mój i mamy. Tłumaczenie na niemiecki Wioletta Żułnowska, na angielski Dariusz Graszka – Petrykowski. Jak widać to strasznie skomplikowana sprawa taka tablica. No ale już zaczyna spełniać swoją rolę, pierwsza wycieczka już ją obejrzała. Cmentarz odwiedziły przedszkolaki ze szkoły w Strzybodze.

Zrobiły panie inwentaryzację cmentarza. Co z tym stanie się dalej?

A.Sz. Mam znajomego archeologa i jemu zadałam to samo pytanie. Liczę też na to, że z czasem znajdzie się jakiś geodeta pasjonat i zrobimy prawdziwą mapkę sytuacyjną. Jeżeli nie, to może własnymi siłami spróbujemy to zrobić. Wyślemy to jako informacje o stanie faktyczny do konserwatora zabytków.

Najbliższe plany?

A.Sz. Zapraszamy na Zaduszki. Są zaplanowane na 2.11.19, na godzinę 14.

Pani Anno, czy pani zawodowo jest związana z tym tematem?

A.Sz. Nie. Z zawodu jestem socjologiem. Może stąd tak wielu ludzi dobrej woli wokół mnie? No i gdy ma się mamę historyczkę, to chyba nie da się inaczej.

Życzę obu paniom oraz całemu Stowarzyszeniu mnóstwa sił, bo będą wam potrzebne! Dziękuję za poświęcony mi czas.

Wywiad przeprowadziła: Hanna Szurczak, zdjęcia z archiwum Anny Szerszeń. Październik 2019




Tomasz Szwagrzakkontakt