„ Społeczeństwo się starzeje!” Demografowie biją na alarm, politycy tworzą programy prorodzinne, samorządy zaklinają rzeczywistość, budując kolejne place zabaw. A tu opowieść zaczyna się od zdania: „Urodziłem się w 1951r.”
Często zadajemy sobie pytanie, w jaki sposób wychowywać, by wchodzący w dorosłość młodzi ludzie stawiali potrzeby innych na równi ze swoimi. Po zachłyśnięciu się nurtem „bezstresowego wychowania”, którego skutki odczuwamy na każdym kroku, po wielu latach formowania „człowieka sukcesu”, z którego bezwzględnością i egoizmem przyjdzie nam spotykać się przez kolejne dekady, z nostalgią wspominamy lata 60. i 70. XX wieku. Czy tylko dlatego, że byliśmy wtedy młodzi? Może nie tylko. Wzmiankowane lata to nasz przaśny, wyśmiewany dziś socjalizm, któremu zawdzięczamy wychowanie dla społeczeństwa. To czas, w którym „wstępowanie do...” kojarzyło się z czymś więcej, niż wejście do galerii handlowej czy pubu. Nie wylewajmy więc dziecka z kąpielą. Dostrzeżmy wartość tam, gdzie jest. Prawdziwa. Utraciliśmy wiarę w autorytety. Wszyscy nas zawiedli. Zawiedliśmy też sami siebie. Żyjemy powierzchownie, angażujemy się na chwilę, życie rozmieniamy na drobne. Teraz możemy to zmienić. Jak? Wsłuchując się w historię.
Urodziłem się w 1951 roku. Od młodych lat moje zainteresowania kierowały się ku harcerstwu oraz wędrowaniu po górach. W trakcie nauki w LO Syców działałem w drużynie MSR (Młodzieżowa Służba Ruchu). W lecie 1966r. na obozie w Lutyni k/Lądka Zdroju, poznałem prawdziwe spartańskie, harcerskie życie. Mycie się w strumieniu górskim czy posiłki z kuchni polowej pamiętam do dziś i wspominam z sentymentem. Tak mnie zainspirowały, że już jako instruktor ZHP sam takie obozy wielokrotnie organizowałem.
Wakacje i ferie zimowe lubiłem spędzać w leśniczówce Zachełmie u podnóża Chojnika k/Jeleniej Góry, u naszego wujostwa. Częste wędrówki po Karkonoszach stały się zaczątkiem mojej pasji na całe życie. W trakcie służby wojskowej (Lotnisko Starachowice) we Wrocławiu co najmniej raz w miesiącu z grupą żołnierzy wyjeżdżałem, w ramach czasu wolnego na rajdy, organizowane przez PTTK.
Przed i po odbyciu służby wojskowej pracowałem jako pomocnik maszynisty trakcji spalinowej PKP Oleśnica. W trakcie rozmów z Naczelnikiem Lokomotywowni dowiedziałem się, że jeżeli chcę studiować zaocznie, to zakład wyda zgodę tylko na Politechnikę. W związku z tym zdecydowałem się zmienić pracę i od 1.10.1973r. rozpocząłem pracę w Hufcu ZHP Syców na stanowisku kwatermistrza. Równocześnie nawiązałem kontakt z młodzieżą Liceum i 5.12.1973r. powołaliśmy Klub Turystyki Pieszej „TREP”, działający do dziś. Podjąłem wymarzone studia. W latach 1976 – 1981 studiowałem zaocznie na Akademii Wychowania Fizycznego we Wrocławiu. Po ukończeniu nauki, we wrześniu 1982 rozpocząłem pracę w Liceum Ogólnokształcącym w Sycowie jako nauczyciel wychowania fizycznego, przysposobienia obronnego oraz w latach 1986 - 1993 religioznawstwa (po studiach podyplomowych). Nie rozstałem się z harcerstwem. W roku 1975 zostałem powołany na Komendanta Hufca ZHP Syców i tą zaszczytną funkcję pełniłem do 1984r.
W tym aktywnym życiu miałem czas, by założyć rodzinę. Od 1977r. jestem żonaty z Haliną Szczepanik, z którą mamy troje dzieci. Cała trójka: Katarzyna, Michał i Marek ukończyli studia i pracują we wspaniałych zawodach: Kasia i Marek w szkolnictwie, Michał jako leśnik. Razem z żoną zasialiśmy w nich miłości do ludzi i przyrody. A teraz niejednokrotnie opiekujemy się wnukami – jest Ich pięcioro. Oboje jesteśmy już na emeryturze: ja od 2004, żona od 2016. Synowie przerośli nas w wędrówkach górskich – wędrowali w Alpach, zdobywając Mont Blanc – Michał w 2004, Marek w 2008r.
W trakcie swojej harcerskiej służby w latach 1970 – 2013 towarzyszyłem młodzieży na 42 obozach harcerskich, w tym jako komendant obozu 34 razy. Działalnością Trep-a kierowałem do 2004r., a w następnych latach wspierałem organizacyjnie imprezy wyjazdowe, posiadając uprawnienia Przodownika Turystyki Pieszej PTTK oraz Przodownika GOT PTTK, co ułatwiało wiele wyjazdów w Sudety.
Pracując już w szkole w 1988r. ukończyłem kurs sędziów strzelectwa sportowego PZSS, dochodząc w efekcie do uprawnień sędziego I klasy. To pozwoliło mi na rozwijanie wśród młodzieży zamiłowania do sportowego strzelania – szkoła miała w tym czasie profesjonalną strzelnicę do broni pneumatycznej, mojego projektu. Pasję strzelectwa mogłem pogłębiać w Sycowskim Bractwie Strzelców Kurkowych, zostając dwukrotnie Królem Kurkowym SBSK (w 2000 i 2009r.)
Od wiele, wielu lat moją pasją jest genealogia, czyli badanie korzeni swego rodu. Od 2004 do 2017 uczestniczyłem w corocznych spotkaniach genealogicznych GenPol-u w Warszawie. Odkrywałem kolejne pokolenia, sięgając z metrykami do 1650r. i przez lata spisywałem sagę rodu Goś, którą ukończyłem w grudniu 2021r. Korzenie rodu pojawiają się na Kurpiach (rejon Broku, Małkini), aby około 1875 przenieść się na Wołyń i w 1946r. pojawić się na Dolnym Śląsku, w Sycowie. W latach 2010 i 2011 odwiedziłem swoim autem Wołyń, poznając miejsca zamieszkania moich rodziców i dziadków w rejonie Kowla.
Równocześnie do tych badań opracowywałem przez ponad 5 lat odręczne notatki Kazimierza Dolińskiego, żołnierza 27 Wołyńskiej Dywizji Piechoty Armii Krajowej, znane w środowisku wołyniaków jako „Listy Dolińskiego”. Są to wykazy żołnierzy poszczególnych pododdziałów 27 WDP AK zbierane przez p. Kazimierza przez ponad 40 powojennych lat. Doliński urodził się w Janówce k/Kowla, gdzie urodzili się też mój tato Hieronim i stryj Marian. Służył z nimi w jednym pododdziale. I to pewnikiem zaważyło na tym, że zdecydował się przekazywać mi sukcesywnie swe rękopisy, a ja je, po opracowaniu na komputerze, odsyłałem do Koszalina, gdzie mieszkał. W Dywizji walczyło kilkunastu mężczyzn z naszej rodziny. Kilku niestety zginęło, w tym m.in. stryj Marian. W 2016 roku staraniem Fundacji Niepodległości w Lublinie moje opracowanie zostało wydane w postaci książki: Kazimierz Doliński „Szerszeń”, „27 Wołyńska Dywizja Piechoty Armii Krajowej. Wykazy żołnierzy poszczególnych pododdziałów”. Wykazy zawierają listę ponad 4 tysięcy nazwisk z biogramami.
Historia rodziny miała wpływ na decyzję, by w latach 2012 – 2018 zaangażować się, wraz młodzieżą licealną, w dolnośląską akcję „Mogiłę pradziada ocal od zapomnienia”. Porządkowaliśmy polski cmentarz w Korcu na Wołyniu. W następnych latach choroba wyeliminowała mnie z wyjazdów na Wołyń: w marcu 2020 implantowano mi zastawkę mózgowo-otrzewną, co wykluczyło mnie na rok z wielu poczynań. Na szczęście dało czas na dalsze poszukiwania genealogiczne i udzielanie się na forum Genealodzy.PL.
Wróciłem do działalności regionalnej. W maju 2021r. pod auspicjami Towarzystwa Miłośników Sycowa powołaliśmy z Michałem Kaschytzą i Leszkiem Wójtowiczem Grupę Inicjatywną „Przywrócić pamięć nekropoliom”, mającą na celu opiekę nad cmentarzami ewangelickimi na terenie naszej gminy. Każdy z naszej trójki już wcześniej zajmował się tym tematem: Michał Kaschytza wraz z młodzieżą od 2011r. porządkował cmentarz w Stradomi, ja od 2013 porządkowałem cmentarz w Działoszy, a Leszek Wójtowicz cmentarz w Zawadzie. Obecnie kontynuujemy prace wspólnie jako Grupa Inicjatywna. Działania zostały objęte patronatem Burmistrza Miasta i Gminy Syców. Prace są uzgadniane z Konserwatorem Zabytków oraz właścicielami terenów, na których leżą nekropolie. Działania są kompleksowe: usunięcie krzaków i samosiejek, podniesienie poprzewracanych steli, wystawienia tablicy informacyjnej z historią danej nekropolii. Aktualnie kończymy drugi etap prac w Stradomi, Działoszy i Biskupicach. Kolejne 5 nekropolii czeka na rozpoczęcie prac porządkowych.
Wszystko, co w swym życiu osiągnąłem, zawdzięczam kilku osobom. Moim rodzicom, że mnie do życia przygotowali i w dorosłym życiu w wychowywaniu naszych dzieci pomagali. Mojej żonie Halince, z którą spokojne współżycie pozwoliło nam na właściwe wychowanie naszych dzieci, pomimo mojej częstej nieobecności w domu. Moim teściom Stefanowi i Stefanii Szczepanikom za nieograniczoną pomoc w opiece w Ślizowie nad swymi wnukami, a naszymi dziećmi.
Opracowanie opowieści pana Edmunda Goś: Hanna Szurczak. Luty 2022
Zdjęcia: archiwum bohatera reportażu.