EnglishDeutsch strona główna cmentarze Ratując pamięć stan 1925 bukowiec wykaz cmentarzy bibliografia linki kontakt z autorem

Historia gryfowian przez gryfowianina opowiedziana

Zwiedzając Dolny Śląsk, nie sposób się nim nie zachwycać. Zachwyt ten jednak miesza się ze smutkiem. Odwiedzanie starych nekropolii pokazuje, jak boleśnie ze spuścizną po dawnych mieszkańcach tego regionu obeszły się czas i historia. Coraz częściej jednak słychać o tym, że pamięć o przeszłości nie zginęła, a spod darni wychylają się wspomnienia. W swoich poszukiwaniach trafiłam do Gryfowa Śląskiego, a o ratowaniu pamięci o dawnych gryfowianach opowiedział mi dr Jarosław Bogacki, adiunkt w Instytucie Filologii Germańskiej Uniwersytetu Opolskiego, gryfowianin z pochodzenia.

"Dziedzictwo kulturowe Śląska. Ratowanie - Zachowywanie - Popularyzacja"

W 2016 roku współorganizowałem projekt "Dziedzictwo kulturowe Śląska. Ratowanie - Zachowywanie - Popularyzacja". Byłem odpowiedzialny za jego treść merytoryczną i przeprowadzenie. O sprawy organizacyjne związane ze spotkaniami młodzieży dbał z wielkim zaangażowaniem zastępca kanclerza Uniwersytetu Opolskiego, pan Andrzej Kimla. Ze strony partnera niemieckiego nad organizacją czuwali przyjaciele Uniwersytetu Opolskiego – dyrektor Studierendenwerk Trier (SWT) Andreas Wagner, zastępca dyrektora SWT Manfred Billen oraz pani Gisela Keil. Projekt został sfinansowany ze środków Uniwersytetu Opolskiego oraz fundacji Polsko-Niemiecka Współpraca Młodzieży.

Spędziłem ze studentami tydzień w Kotlinie Jeleniogórskiej. Naszą bazą wypadową była Jelenia Góra. Wkład studentów i mój w odkrywanie i ratowanie dziedzictwa kulturowego polegał na przeprowadzeniu w domu parafialnym w Gryfowie inwentaryzacji zbiorów niemieckojęzycznych. Z proboszczem parafii pod wezwaniem św. Jadwigi Śląskiej, księdzem Krzysztofem Kurzeją, znamy się od wielu lat i od dawna szukałem możliwości, żeby wesprzeć go w poznaniu zasobów przedwojennego archiwum kościelnego. Zaprosił mnie kiedyś, przejrzałem i uznałem, że są to rzeczy ważne. Znam się na tym. W ramach doktoratu pracowałem ze starymi dokumentami niemieckojęzycznymi. Tutaj sięgnąłem po pierwszą księgę i odnalazłem coś, czego szukałem od dwudziestu lat. Znalezisko i jego przypadkowość bardzo mnie podekscytowały. Chciałem, żeby zasoby ujrzały światło dzienne. Jeśli istnieje jakiś zbiór, a nie ma do niego inwentarza, to jest nikła szansa, by poszukujący do niego trafił. Może się to zdarzyć tylko przypadkowo. Poza tym dostęp jest o tyle utrudniony, że niewiele osób potrafi odczytywać te zapiski. Mamy tu do czynienia z dokumentami z lat 1501 - 1945.

Wracając do projektu: W dwa dni zrobiliśmy inwentaryzację. Pracowało ze mną dziesięciu studentów filologii germańskiej z Opola, z którymi miałem zajęcia, oraz dziesięciu studentów szkół wyższych w Trewirze. Przygotowując się do tego projektu organizowałem wideokonferencje, podczas których uczyłem niemieckich studentów czytania rękopisów. Nie jest to kompetencja, którą dysponuje każdy, kto kończy szkołę średnią. Pomimo, że dla tych studentów był to język ojczysty, nasze warsztaty trwały kilka miesięcy. Z polskimi studentami, ponieważ prowadzę zajęcia z historii języka niemieckiego, robiłem to na miejscu. Chyba dobrze ich przygotowałem, bo całkiem nieźle sobie radzili z inwentaryzacją. Pracowali jak mróweczki w archiwum. Stworzyliśmy inwentarz, który wydaliśmy w formie e-booka. Można go pobrać z mojej strony „Greiffenberger.pl” (link do PDF)

Kolejny dzień z tego projektu poświęciliśmy na cmentarz św. Wawrzyńca (St. Laurentius- Friedhof). Przeprowadziliśmy inwentaryzację. Sfotografowaliśmy wszystkie zachowane niemieckojęzyczne epitafia. Następnie poprosiłem studentów, aby je przetranskrybowali, czyli przepisali je na pismo łacińskie. Zajęło im to sporo czasu, mieli na to dwa miesiące, już po zakończeniu pobytu w Kotlinie Jeleniogórskiej. To bardzo ciężka praca, ponieważ część napisów uległa uszkodzeniu. Próbowaliśmy je zrekonstruować różnymi sposobami. Dzięki tej transkrypcji powstał korpus tekstów funeralnych, który nie jest jeszcze opublikowany. Nasza dokumentacja może posłużyć do badań językoznawczych lub historycznych. Mam zamiar w ciągu najbliższych kilku lat napisać monografię o tym cmentarzu. W niej wykorzystam te materiały. Dostałem ofertę finansowania takiej pozycji. Przyszła z Niemiec, od fundacji związanej z kościołem ewangelickim.

Myślę, że nie ograniczę się tylko do opisu cmentarza. Chciałbym stworzyć opowieść o społeczności Gryfowa, którą w znacznej mierze tworzyli kupcy lniani. Gryfów był swego czasu jednym z najbardziej znanych z produkcji płótna lnianego miast. Wyroby tu wytwarzane były eksportowane do Norymbergii czy do Hamburga. Przynajmniej dwa razy w roku gryfowskie płótno było wystawione na targach lipskich. Istniało w Gryfowie sześć lub siedem domów kupieckich, czyli zrzeszeń skupujących płótno. Czasami je dodatkowo obrabiano, a następnie wysyłano do tych miast, które wymieniłem. Stamtąd, najprawdopodobniej, trafiało m.in. na dwór hiszpański. W Gryfowie miała początek droga kupiecka, która nazywano Obere Straße. Ta nazwa funkcjonowała przez przynajmniej dwieście lat, poczynając od XVIII wieku. Obere Straße prowadziła do Hamburga. Tym szlakiem karawany, wozy kupieckie załadowane belami tego płótna, przemierzały Europę. Starały się omijać miasta, ponieważ musiały w nich płacić podatki. Nie zawsze to było możliwe. Wreszcie, po wielu dniach, docierały do Hamburga. Co ciekawe z Hamburga drogą morską trafiały do Ameryki Płn. i Płd. Na pewno trafiały do Meksyku. Posiadam list przedstawiciela stowarzyszenia kupców gryfowskich w Meksyku, w którym opisuje, jak wyglądał taki handel.

Wracając do cmentarza. Był on wykorzystywany przez ewangelików i katolików, co jest związane z historią kościoła w Gryfowie. Powstał on w wieku XIII jako świątynia katolicka. W dobie Reformacji kościół stał się ewangelicki (do 1637 roku), potem była krótka przerwa, a następnie ponownie wrócił do ewangelików, aż do 1654 r. Wówczas to Komisja Redukcyjna, na fali kontrreformacji, jeździła po Śląsku i przywracała świątynie kościołowi katolickiemu. Interesujący nas kościół pw. św. Jadwigi (pod takim wezwaniem funkcjonuje po ponownym wyświęceniu go w 1654 r.) powrócił w ręce katolików i pozostał w nich nawet wówczas, gdy Fryderyk Wielki zdobył Śląsk w 1741 roku. Gryfowianie, którzy w przeważającej części byli ewangelikami, doszli do porozumienia z księciem elektorem saskim w sprawie budowy swojej świątyni na jego terenie. Tuż za Kwisą, będącą wówczas rzeką graniczną, we wsi Dolna Wieża wybudowali w 1669 roku kościół, służący gryfowskiej gminie ewangelickiej. Pozostał nim do 1946 roku, później padł dwukrotnie ofiarą podpaleń i uległ całkowitemu zniszczeniu. Kościół w Gryfowie pozostał już od 1654 r. kościołem katolickim.

Kościół św Jadwigi pomimo skarbów, którymi mógł się poszczycić, wymagał renowacji. Dopiero gdy proboszczem został dziekan Kurzeja, wypiękniał. Wszelkie renowacje kościół zawdzięcza jego operatywności. Ostatni duży remont został przeprowadzony jeszcze za czasów niemieckich w latach 20-tych XX wieku. Właściwie zepsuła ona niektóre elementy oryginalnego wystroju. Ówcześni rzemieślnicy zamalowali np. niektóre elementy ołtarzy i ambony na zielono farbą olejną. W ramach współczesnych działań konserwatorskich zielona farba została usunięta i odtworzono pierwotną kolorystykę. Najstarsi Niemcy, odwiedzający obecnie miasto, nie pamiętają, aby kościół wyglądał kiedykolwiek tak pięknie.

Wokół kościoła znajdował się od najdawniejszych czasów również cmentarz. Dzisiaj możemy zobaczyć jedynie nieliczne zachowane z niego tablice nagrobne. Jedną z nich jest epitafium pewnego kupca z Londynu. Przyjechał do Gryfowa ok. roku 1600 i tu zmarł. Został pochowany na cmentarzu przykościelnym. Jest to jedno z epitafiów, które zawisły na murach cmentarza. Inną, bardzo cenną pamiątką, jest tablica nagrobna pastora Silbera, który spoczął w kościele. (link do artykułu w PDF).

Ta nekropolia została zlikwidowana na początku XIX wieku. Ze względu na bezpieczeństwo przeciwpożarowe poszerzano ulice. Przesunięto wówczas mur cmentarny, zlikwidowano bramę, a część epitafiów zamocowano na ścianach kościoła.

Nowy cmentarz utworzono tuż za murem miejskim (obecna ulica Lubańska). Założono go około 1550 roku. Pierwszy pochówek miał miejsce w dniu św. Wawrzyńca i stąd jego nazwa. To było wyprowadzenie miejsca pochówków poza mury miasta. Miasto w kierunku północnym kończyło się wówczas na dzisiejszych skrzyżowania ulicy Lubańskiej z Garncarską i Kolejowej z Rybną. Cmentarz był sporo poza bramą lubańską.

Lapidarium w Wieży

Jak już wspomniałem w miejscowości Wieża w roku 1669 powstał kościół ewangelicki. Pod koniec wieku XVIII obok niego założono cmentarz pastorów i członków ich rodzin. Spoczęli na nim luterańscy pastorzy i diakoni z Dolnej Wieży, członkowie ich rodzin, nauczyciele ewangelickiej szkoły łacińskiej, którzy często równocześnie byli duchownymi, diakonami i kantorami Kościoła. Zachowały się tablice nagrobne jednego z organistów oraz oficera niemieckiego, który poległ w walkach pod Charkowem w 1942 r. (choć on sam najprawdopodobniej nie został tu pochowany)

Z końcem II wojny światowej kościół zmienił swoją funkcję. Był on wykorzystywany przez garnizon Armii Czerwonej jako stajnia dla koni, następnie dwa razy padł ofiarą pożaru. Ostatnie mury ruin zostały rozebrane na początku lat 70tych XX w. Stopniowo znikał również cmentarz i popadał w zapomnienie wraz z historią tego miejsca. Serce tego kościoła – dzwon o nazwie „Nadzieja” - przetrwał wojnę na cmentarzu dzwonów w Hamburgu i rozbrzmiewa dzisiaj w kościele zmartwychwstania w Bambergu.

Wiosną 2014 r. w ruinach domu dla wdów natrafiono na ślad po zniszczonej w latach powojennych nekropolii. Jedna z mieszkanek, pani Barbara Pasiak, podczas prac w swoim ogrodzie odnalazła pod darnią nagrobki1. Mieszkańcy Wieży szukali wyjaśnienia ich pochodzenia2. Z pytaniem o historię tego miejsca zwrócili się między innymi do mnie. Pamiętałem ten cmentarz, więc mogłem wyjaśnić pochodzenie tych kamieni. Po wojnie do Wieży, jak i do innych miejscowości na Dolnym Śląsku, przyjeżdżali ludzie z całej Polski. Zabierali kamienie nagrobne, przeszlifowywali i pewnie do dziś stoją one jako polskie nagrobki. Te uniknęły tego losu.

Z nagrobków, które odnaleziono, postanowiono stworzyć lapidarium. Wszystko zrobili mieszkańcy Wieży, prywatni sponsorzy. Kupili cement, dali piaskowiec. Z dumą mogę wspomnieć, że miałem swój udział: wraz z moim tatą i naszym bliskim znajomym z Niemiec, który opiekował się byłymi mieszkańcami Gryfowa w Niemczech. ufundowaliśmy tablicę pamiątkową. Przygotowałem jej tekst w języku polskim i niemieckim. Lapidarium w Wieży stało się miejscem pamięci. Setki osób w Niemczech jest związanych z tym kościołem, którego fizycznie już nie ma. Ich przodkowie byli tu chrzczeni, brali śluby, byli żegnani. Potomkowie przyjeżdżali, a tu był jedynie pusty plac. Teraz mają swoje miejsce pamięci. Z niczego powstało miejsce, które przypomina o dawnych mieszkańcach. Informacje o tej inicjatywie pojawiły się w prasie polskiej i niemieckiej. Sprowadziły do Wieży falę turystów sentymentalnych. Po powstaniu lapidarium w 2014 roku odwiedziło to miejsce bardzo wiele osób.

Obecnie lapidarium jest pod stałą opieką mieszkańców Wieży. Dbają o zieleń, odtworzyli nasadzenia (jest nawet dąb pokoju, następca kilkusetletniego dębu o tym imieniu, który stał we wsi do lat 70tych XX w.), z dumą mówią o swoim ratowaniu pamięci.

  1. Pani Barbara opowiedziała: „Wydzierżawiliśmy kawałek gruntu z myślą o utworzeniu ogrodu. Zaczęliśmy kopać i nagle pojawiła się spod ziemi kolumna, rzeźbiona. Tak to się zaczęło. Powiadomiliśmy pana Jurka (Guzy – przyp. H.Sz.) i zaczęliśmy kopać dalej, z sąsiadami, dziećmi. Potem wynajęliśmy koparkę. Kamienie wychodziły spod ziemi. Dopiero wtedy starsi mieszkańcy zaczęli sobie przypominać, że kiedyś był tu cmentarz. I jednej nocy znikł. Okazuje się, że pozostałe po szabrownikach resztki nagrobków zepchnięto do głębokiej jamy i zasypano. Mogła to być jakaś dawna piwnica. Fundacja Memento współfinansowała pracę koparki, ponieważ jej członkowie chcieli poszerzyć pole poszukiwań. Kiedy jednak okazało się to nieskuteczne, współpraca się zakończyła. Samo lapidarium powstało według mojego projektu siłami naszych mieszkańców.” H.Sz.
  2. Według artykułu „Na tropie Caspariniego”, który ukazał się w Niedzieli Tygodniku Katolickim w dniu 3.04.2014 to Fundacja Ochrony Zabytków i Miejsc Pamięci Memento z Jeleniej Góry podczas prac porządkowych w lutym 2014 natrafiła na epitafia ukryte pod ziemią (link: https://www.niedziela.pl/artykul/111439/nd/Na-tropie-Caspariniego). Z pytaniem o to, jak wyglądała współpraca z Fundacją Memento zwróciłam się do pana Jerzego Guzy, radnego pracującego przy tworzeniu lapidarium. Wyjaśnił, że mieszkańcy najpierw zwrócili się do Memento z prośbą o pomoc. Przewodnicząca, pani Justyna Spyrka, przyjechała do Wieży wiedziona nadzieją na odnalezienie epitafium nagrobnego jednego z najbardziej znamienitych rzemieślników XVII-wiecznej Europy – Eugenio Caspariniego. Kiedy to się nie udało, Fundacja zrezygnowała ze współpracy z mieszkańcami. Fundacja Memento nie uczestniczyła w tworzeniu lapidarium, nie brała udziału w pracach porządkowych.H.Sz.


Tomasz Szwagrzakkontakt